wtorek, 30 września 2014

Rozdział 60

Na początek:
Przepraszam że tak długo ale zaczęła się szkoła. Nie spodziewałam się że tak dużo tego będzie. Druga technikum = udręka. Mnóstwo nauki więc mam nadzieję że mnie zrozumiecie kochani <3
Ja o was ciągle pamiętam i na prawdę się starałam ale nie dałam rady :)

***Rose***
Otworzyłam oczy i zobaczyłam że leżę w naszej sypialni, Harry'ego jednak nie było obok mnie. Nie było go też w pokoju więc szybko wybiegłam i skierowałam się do pokoju dzieciaków. Tam jednak nie było ani Harry'ego ani dzieciaków.
- Harry?! - krzyknęłam w głąb domu.
- W kuchni kochanie - usłyszałam odpowiedź.
- Boshe Harry nie strasz mnie tak więcej - powiedziałam szukając wzrokiem dzieciaków - gdzie maluchy?
- Na spacerze, spokojnie. Usiądź i zjedz - powiedział i poprowadził mnie do blatu.
- Ale...
- Zjedz - rozkazał wskazując na talerz.
Zjadłam śniadanie, nawet nie sądziłam że jestem taka głodna. Hazz ciągle mi się przyglądał, jakby się bał że ucieknę czy coś.
- Kiedy wrócą dzieci? - zapytałąm, niedawno uświadomiłam sobie jak bardzo je pokochałam.
- Nie wiem. Teraz zajmiemy się tobą - powiedział i pociągnął mnie w stronę swojego gabinetu, nie miałam pojęcia o co mu chodzi, gdy posadził mnie na skórzanej sofie tylko na niego popatrzyłam - Rose musisz zadbać o siebie - chciałam się odezwać ale on mnie uciszył - ciągle tylko myślisz o dzieciakach. Podporządkowałaś im całe swoje życie. I nie zaprzeczaj. Przecież gdy się obudzą w nocy to nikt nie może wstać tylko ty. Gdy są głodne nikomu ich nie pozwalasz karmić, nikomu nie pozwalasz ich przewijać. Ja wiem że ty się o nie martwisz i że je pokochałaś ale kochanie musisz myśleć też o sobie. Przecież w tym domu jest dość osób by się nimi zająć. Więc... - przerwał i wziął głęboki oddech jakby bał się tego co nastanie za chwilę - więc razem z El i Sop ustaliliśmy grafik. Nawet nie próbuj protestować! - krzyknął i przyciągnął wielką tablice - nie chodzi nam o ograniczenie ci kontatku z nimi. To tylko grafik na noce. Popatrz, ja i ty mamy poniedziałki i piątki. Louis i El mają wtorki, Sophia i Liam za to środy i soboty. A Zayn i Perrie mają piątki i niedziele.
- Dlaczego... - chciałam walczyć bo to w końcu były moje dzieci, ale przecież nie miałam z nim szans.
- Dlatego że wyglądasz jak trup. Nie potrafisz się na niczym skupić. Ciągle coś ci z rąk wypada, sypiasz po kilknaście minut lub zamykasz się tu na pół dnia by odespać. Kochanie martwię się o ciebie. Nie chce byś zachorowała czy coś. Dlatego ci chcemy pomóc. I nie możesz nam odmówić.
- Harry ale...
- Rose - szepnął i usiadł obok mnie obejmując ramieniem. Miał rację przemęczałam się a przecież nie musiałam.
Siedzieliśmy tak z pół godziny nim wszyscy wrócili ze spaceru. Gemma i Theo spali spokojnie w wózkach. Przez ten czas mogłam spokojnie, po raz pierwszy od dawna porozmawiać z moimi przyjaciółmi a właściwie rodziną. Kochałam ich wszystkich, każdego inaczej ale wszyscy byli dla mnie bardzo ważni. 
Pierwsza obudziła się Gemma, ciągle była mniejsza i słabsza niż Theo jednak walczyła a tyle miłości ile dostawała nie dostawało żadne inne dziecko na świecie. Nakarmiłam małą i usiadłam z nią na sofie między El a Zayn'em, oboje od razu zaczęli ja gilgotać i rozśmieszać. Dziękowałam Bogu że mam takich ludzi jak oni w okół siebie. Oparłam głowę o ramię El i zerknęłam na nią uśmiechnęłyśmy się do siebie a po chwili ona znów bawiła się z moją córeczką. Prawda była taka że po raz pierwszy od dawna byłam wyspana, po raz pierwszy od dawana miałam siłę na cokolwiek.

______________________________
Tak wiem krótki ale muszę się uczyć na kartkówkę z anglika. Napisane bo nie chciałam byście czekali jeszcze dłużej. Do następnego kochani (postaram się jak najszybciej, ale wiecie SZKOŁA na pierwszym miejscu :/ )
Kocham was ♥♥
Dobranoc misiaczki :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz