sobota, 27 grudnia 2014

Koniec?

Kochani chciałabym was poinformować że zbliżamy się do końca...
Na razie nie wiem czy będzie to całkowity koniec, czy po prostu koniec części 1 i będę kontynuować opowiadanie... Teraz wszystko zależy od was. Od tego czy chcecie i czy WAM zależy :)

Chcielibyście kolejną część?

Ankieta na ten temat... Nie bójcie się ilości pytań, nie wszystkie są obowiązkowe :P (w sensie te do własnego opisu są opcjonalne) : http://goo.gl/forms/Yjl0cySwv4

Rozdział 68

***oczami Rose***

Wróciłam do domu i usiadłam na fotelu, w ręce cały czas trzymałam kopertę. Bałam się ją otworzyć, nie wiedziałam czego mogę się w środku spodziewać. Po policzkach ciekły mi łzy, nawet teraz czułam zapach jego perfum. Wzięłam głęboki oddech i drżącymi rękoma otworzyłam ją.
- Rose, dasz radę - szepnęłam sama do siebie - to tylko list, tylko list...


"Kochana, moja jedyna, Rose...
"I really can't believethat you are gone
feelings of misery
i`m feeling alone
how can i sleep at night
oh please harry home
let me apologize
cause i know i was wrong
Why did you leave me alone"

Nie wiem czy przeczytasz ten list.
Nie wiem czy za mną tęsknisz.
Nie wiem czy ciągle mnie kochasz.
Nie wiem czy kogoś masz.
Nie wiem czy chciałabyś wrócić do mnie, do nas.
Jednak wiem że ja Cię kocham, całym sercem pragnę byś wróciła.

Od kiedy odeszłaś nie przespałem ani jednej nocy spokojnie, budzę się w środku nocy z krzykiem i płaczem. Chyba nigdy tak dużo nie płakałem jak przez te ostatnie miesiące. Moje serce... Ono jest martwe, puste. Czasem mam wrażenie że zupełnie nie bije, tak jakby przestało, jakby odeszło razem z tobą pozostawiając po sobie pustkę i ogromną miłość jednej ze stron.

Mam nadzieję że gdy odeszłaś byłaś, że jesteś szczęśliwsza i że w końcu znalazł się ktoś kto umie... Kto na prawdę potrafi docenić uczucie tak cudownej kobiety jak ty, ktoś kto Cię nie opuszcza. Kto nie zamyka się przed tobą gdy ma problemy tylko uczciwie z tobą o nich rozmawia.

Czasem gdy zamykam się w gabinecie i siadam nad tymi samymi papierami co w noc w którą odeszłaś zastanawiam się co by było gdybym...
Gdybym Ci powiedział o problemach.
Gdybym był uczciwy.
Gdybym nie ukrywał przed tobą kilku spraw.
Gdybym tak bardzo się nie bał że ktoś Cię skrzywdzi.
Gdybym posłuchał Perrie.
Gdybym wyszedł wcześniej.
Gdybym poświęcił Ci przynajmniej jeden dzień.
Gdybym po prostu był, z tobą i przy tobie.
Gdybym powtarzał Ci że cię kocham
Gdybym pokazywał swoje uczucie....


Z każdą linijką, z każdym słowem płakałam coraz bardziej. Moje serce coraz bardziej pękało. Czułam ogromny ból i pustkę, tak bardzo za nim tęskniłam i tak bardzo go kochałam. By móc dalej czytać musiałam wstać napić się i wytrzeć oczy, przy okazji zabrałam paczkę chusteczek. Usiadłam i zaczęłam czytać dalej.

Każdy dzień jaki muszę przeżyć bez Ciebie jest...
Czymś strasznym.
Mam okropny zarost, myję się gdy ktoś mnie do tego zmusi. Nie potrafię nawet wyjść z dzieciakami na spacer, robi to głównie Pezz. Chodź wiem że Cierpi z powodu twojego braku. Nienawidzi mnie za to że Cię jakoś nie powstrzymałem, siebie za to że nie porozmawiała z tobą o tym dlaczego godzinami siedzę w biurze i dlaczego prawie z tobą nie rozmawiam.

Chciałbym Ci podziękować że może celowo a może zupełnie przez przypadek zostawiłaś koszulkę w której chodziłaś... Po dziś dzień pachnie tobą, gdyby nie ona na pewno nie potrafił bym zasnąć. Ona pomaga mi przynajmniej na chwile zamknąć oczy...
Czasem mam cudowne sny o tym że wracasz. O tym że się budzę a ty jesteś obok. Marzę o tym by te miesiące były tylko strasznym snem.

Załączam do tego listu zdjęcia Theo i Gemmy... Mam nadzieję że przynajmniej dzieciaki ciągle kochasz i że to zdjęcie sprawi Ci chodź odrobinę przyjemności.

Pamiętaj że Cię kocham, że możesz wrócić jeśli tylko chcesz. Że w moim sercu. Że w tym domu ciągle jest dla ciebie miejsce. Że my na Ciebie czekamy, a zwłaszcza ja. Że tęsknimy i że chcielibyśmy Cię zobaczyć choć na krótką chwilę."

Pod koniec list wypadł mi z rąk, nie dość że i tak ostanie zdania były rozmazane od jego łez i przez trzęsącą się rękę to ja sama zalewałam je łzami i czytałam strasznie się trzęsąc. Wyciągnęłam z koperty zdjęcie, gdy na nie popatrzyłam zalałam się jeszcze większą ilością łez... Poza zdjęciem i listem w kopercie były klucze do domu, te same które tak dawno zostawiłam na szafce nocnej a przy nich nowy breloczek z serduszkiem.
Wyciągnęłam z koperty jeszcze kilka karteczek, każda z nich była... Sama nie wiem czym.

"Rose... Dziękuję że jesteś. Że mi pomagasz"
"Rose, gdyby nie ty to nie potrafiłbym przeżyć wielu miesięcy. Teraz gdy Ciebie nie ma umieram"
"Minęły trzy miesiące. Dziś napisze krótko: NIE ZAPOMNIAŁEM, CIĄGLE KOCHAM"
"Czas mija tak szybko, znowu nie mam czasu pisać w pamiętniku...." 
Gdy to przeczytałam zerknęłam na własny pamiętnik, który aktualnie leżał na biurku. Sama dawno do niego nie zaglądałam, nic w nim nie pisałam od tygodni, wróciłam wzrokiem do karteczki.
"... napiszę więc dwa słowa, ale takie które znaczą najwięcej: Kocham Cię Rose"

"Pół roku. Tyle Cię już przy mnie nie ma. Tyle powiększa się dziura w moim sercu. Wróć proszę... Wróć"

"Wróć. Kocham Cię. Tęsknię"

"Nie umiem już tak dłużej, alkohol mi nie pomaga. Już nie..."

"Siedem miesięcy, tyle cię nie ma a ja jestem a skraju."

"Tak biorę, nikt o tym nie wie. I nigdy się nie dowie. Kocham Cię i tęsknię"

"Coraz częściej jestem na haju, już nie umiem inaczej funkcjonować. Narkotyki pomagają mi zapomnieć o bólu. Kocham Cię"

"Kolejny miesiąc. Już nie wiem który. Nie śnię już nawet marzyć byś wróciła... Jednak ciągle Cię kocham"

"Jeśli umre, jeśli tak... Jeśli dziś. Jeśli kiedykolwiek to pamiętaj: umarłem nie zapominając o tobie"

"K-ko-kocham C-iiiiię"

"Jesteś, byłaś i będziesz moim sercem"

"Żegnaj Rose. Uczucie nie przeminie ale ty... Ty... Odeszłaś"

"Przepraszam kochanie. Zostań. Wróć"

"Tęksnię"

"Pragnę być z tobą"

"Pragnę znowu być kochanym przez ciebie"

"Kocham Cię"

To było bardzo smutne, moje serce pękało. Płakałam i nie potrafiłam przestać, poczułam się jak suka, która zostawiła faceta bo się bała... Ale przecież ta było, zostawiłam go bo bałam się że mnie zdradza, że mnie nie kocha, że ma inne. Podeszłam do szafy i ubrałam moją nową sukienkę, postanowiłam że pójdę do baru i się upiję, nie mogłam wrócić. Nie teraz, A już na pewno nie na trzeźwo. Poszłąm do swojego ulubionego klubu i zamówiłam drinka, potem kolejnego.
- Nigdy więcej go nie zranisz Rose, obiecaj. Nigdy, bo nigdy więcej nie wejdziesz w jego życie. Lepiej zostań w ukryciu - szepnął aniołek, który znikąd pojawił się na moi ramieniu.
- Co ty? - szepnęłam i nagle poczułam ciepło na drugim.
- Ja wiem że to on zazwyczaj daje dobre rady... Ale zastanów się ty kochasz go, on kocha ciebie. Macie dzieci. Tęsknicie... Po co się ukrywać?
- A ty...? - szepnęłam zaskoczona do drugiej "postaci" na przeciwnym ramieniu.
- Nie gadaj głupot diable - zaśmiał się "anioł" - przecież jeśli teraz wróci a on kogoś ma to go zrani.
- A jeśli on nikogo nie ma to będą mogli być razem - zaprotestowała druga postać. Spierali się o to jeszcze z dziesięć minut a ja tylko patrzyłam to na jednego to na drugiego, o mal od tego nie zwariowałam.
- Dooooość!!! - krzyknęłam, niektórzy ludzie się na mnie popatrzyli ale chyba stwierdzili że jestem już bardzo pijana - to ma być moja decyzja... Moja a nie wasza... - szepnęłam i upadłam na kanapę w loży by przemyśleć kilka spraw.


Piosenka z początku listu

__________________________
Coś nie komentujecie ;/
Nie podobają się ? ;/
A może nikt nie czyta?
Kto czyta niech daje znać w komach lub na fb :**
Kocham was, dobranoc miśki :*

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział 67

***oczami Harry'ego***

Umarłem, tylko tak można nazwać stan w jakim się znajduję... Po prostu jestem martwy. Gdy Rose zniknęła, czułem pustkę ale teraz był to już prawie rok... No dobrze może osiem miesięcy bez niej, ale zbliżały się święta. Te pierwsze które chciałem przeżyć jak należy a osoba którą kocham poprostu odeszła w dodatku zaczęły się dziać dziwne rzeczy...
- Harry - szepnął Zayn wchodząc do mojego gabinetu - możemy pogadać ?
- Emm... Musimy?
- Tak, chodzi o Rose.
- O... Rose? - szepnąłem zaskoczony, szczęśliwy i przerażony za razem.
- Yhym, to jak?
- Siadaj - wskazałem na kanapę i sam usiadłem na przeciw. Zayn zaczął opowiadać o ostatniej akcji, nie miałem pojęcia co ona ma z tym wszystkim wspólnego ale zrozumiałem gdy powiedział "NIEZNAJOMA DZIEWCZYNA NAM POMOGŁA", oboje doskonale wiedzieliśmy że musiała to być ona. Nie po raz pierwszy pojawiła się w miejscy gdzie była akcja ale nie było nikogo kto by ją rozpoznał. Pomagała gdy na akcję szły żółtodzioby bez pomocy starszych. Ale wszystkich nas zastanawiało skąd wiedziała kiedy i gdzie powinna być.
- Zayn, myślisz że kogoś ma? - szepnąłem, w ręce trzymałem ostatnie zdjęcie jakie zrobiliśmy sobie razem.
- Nie wiem stary, wiem że z jakiegoś powodu nam pomaga. Więc albo tęskni albo... Albo Cię dalej kocha.
Siedzieliśmy tak jeszcze z godzinę zastanawiając się nad tym o co w tym wszystkim chodzi, Zayn był jedną z niewielu osób która znała prawdę, wiedziała o wszystkim co działo się z nami. Ktoś nas niszczył, na rzecz konkurencji. Nie wiedziałem dlaczego, nie wiedziałem kto. Nie ufałem nikomu, nawet dziewczyną najlepszych kumpli... Zaufałem garstce... Dokładnie pięciu osobą - Niall, Liam, Louis, Zayn i Rob. Tylko oni wiedzieli o wszystkim, chodź tak na prawdę o niczym. Wiedzieli co się dzieje ale żaden nie wiedział o listach do Rose. One były do niej, one zniszczyły mój związek i tylko one mogłyby go naprawić pod warunkiem że ona dała by mi jeszcze jedną szansę.
- Harry, mamy malutką awarie - powiedziała Sophia wchodząc do środka - wyślij tam kogoś - rzuciła mi karteczkę.
- Znowu?
- Tak... Może...
- Wyślij tam nowych. A jeśli będzie tam ta dziewczyna co im "pomaga" niech jej dadzą to - podałem jej małą białą kopertę w środku której był list.

***oczami Rose***

Do "domu" wróciłam kilka tygodni temu, od tego czasu pomagam Harry'emu gdy jego żółtodzioby coś niszczą. Ciekawa jestem czy domyśla się kto mu pomaga. Mieszkałam w swoim starym mieszkaniu. Z tego co zauważyłam to z nikim aktualnie się nie spotykał, to nie tak żebym miała jakiegoś świta na jego punkcie ja po prostu chciałam by był szczęśliwy. Znowu pracowałam w kawiarni, ze swoim starym szefem, rzecz jasna młodym bo starym tylko dlatego że już był kiedyś moim szefem.
- Rose, możesz zamknąć dziś kawiarnie?
- Emmm... Nie bardzo, i tak muszę wyjść wcześniej - powiedziałam patrząc na niego.
- Znowu? Coraz częściej Ci się to zdarza. No dobra, masz szczęście że Cię lubię. Powiem Ci że dobrze że już nie jesteś z tym bandytą - zaśmiał się a ja miałam ochotę mu przywalić.
- Ale wiesz że to nie twoja sprawa z kim się spotykam? - zapytałam biorąc głęboki wdech.
- Ja tylko chce byś była bezpieczna - zaśmiał się - przypominam Ci że on to gangster, napadł na te bar. Porwał Cię. On był, jest i zawsze będzie niebezpieczny - zaśmiał się a ja chwyciłam go za koszulkę.
- Kurwa! To nie twój interes! Mam w dupie zdanie innych na jego temat! Mam prawo kochać kogo chce!
- Szkoda że on Cię nie kocha! - krzyknął mi w twarz za co dostał prosto w policzek.
- Wiesz co jesteś żałosny! Wychodzę. Pierdol się! - krzyknęłam i wybiegłam, po policzkach ciekły mi łzy - KOCHAM Harry'ego Styles'a - krzyknęłam i walnęłam w kontener. Popatrzyłam na zegarek, do kolejnej akcji żółtodziobów było dwadzieścia minut. Postanowiłam być w barze pierwsza więc pobiegłam do domu i ubrałam krótką mini i czarny top. W drodze do baru usłyszałam wiele uwag, ale miałam je w dupie.

*pół godziny później*

Tak jak myślałam młodzi, nie radzili sobie zbyt dobrze. Dziękowałam sobie za pomysłowość odrzuceniu kilku z nich podsłuchów do marynarek. Dobrze że żaden jeszcze ich nie znalazł. Gdy zaczęli zbyt bardzo obrywać włączyłam się pomagając im odeprzeć atak. Chyba po raz pierwszy byli mi na prawdę wdzięczni że się pojawiłam.
- Dzięki - szepnął jeden z nich na koniec.
- Nie ma sprawy - uśmiechnęłam się i już chciałam odchodzić gdy inny z nich mnie zatrzymał.
- Poczekaj, mam coś dla Ciebie. Szef kazał Ci to dać jeśli znowu się pojawisz chyba podziękowanie... - uśmiechnął się i podął mi kopertę pachnącą nim...
- Harry... - szepnęłam a w oczach zawirowały mi łzy.
- Tak to on - powiedział jakiś chłopak gdy odchodzili. Zamówiłam drinka i poszłam usiąść do loży by móc być samej gdy otworze kopertę.

niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdział 66

*pół roku później*

***oczami Harry'ego***

Siedziałem na sofie w salonie i pusto patrzyłem w ekran telewizora, choć tak na prawdę mój wzrok był utkwiony w jakimś martwym punkcie na ścianie. Mijały minuty a ja tak po prostu siedziałem i patrzyłem.
- Nad czym myślisz piękny? - usłyszałem damski głos i poczułem dłonie na karku.
- O... Wszystkim - odpowiedziałem wymijająco - a co?
- Może byśmy poszli na jakąś imprezę? - zaproponowała dziewczyna.
- Nie wiem... A chcesz?
- Bardzo chętnie - powiedziała i przeskoczyła przez oparcie siadając mi na kolanach - więc jak?
- Dobra - szepnąłem a ona złączyła nasze usta w pocałunku.
- Która jest?
- Ósma. Za godzinę pójdziemy? Perrie zostanie z dziećmi - szepnęła i pobiegła w stronę pokoju.
- Yhym - szepnąłem i zamknąłem oczy przywołując obraz dziewczyny i starając się rozkoszować pocałunkiem.
Siedziałem tak kolejne pół godziny, myśląc o jej pięknych brązowych kręconych włosach i zielonych oczach. Była idealna, moja. Kochałem ją całym sercem i nigdy nie pozwolę by to uczucie zgasło. Pełna energii, chęci do życia. Kochająca mnie... Taka właśnie była moja Rose Black. Moja i nikogo innego.

***oczami Rose***

Podeszłam do chłopaka, który siedział na sofie w salonie i oglądał telewizor. Przynajmniej tak mi się zdawało, w końcu siedział już tak z dobre kilka godzin. Czasem zastanawiałam się czy po prostu nie śpi w takiej pozycji z otwartymi oczyma.
- Nad czym myślisz piękny? - powiedziałam siadając na oparciu i kładąc dłonie na jego karku.
- O.... Wszystkim. A co?
- Może poszlibyśmy na imprezę - zaproponowałam, bo miałam dość ciągłego siedzenia w czterech ścianach.
- Nie wiem... A chcesz? - zapytał i zerknął na mnie.
- Bardzo chętnie - powiedziałam i zsunęłam się z oparcia przeskakując na drugą stronę i siadając mu na kolanach - więc jak?
- Dobra - odparł a ja złączyłam nasze usta w pocałunku.
- Która jest?
- Ósma. Za godzinę pójdziemy? - szepnęłam i pobiegłam do pokoju nie wiedziałam czy coś odpowiedział.
Zaczęłam się przygotowywać, wybrałam różową spódnicę i czarne szpilki a do tego body i ramoneskę. Gdy skończyłam makijaż usiadłam na łóżku i zamknęłam oczy przywołując w głowie obraz chłopaka i rozkoszując się pocałunkiem. Kochałam go. Pomimo wszystko go kochałam. Ponad życie... Szalonego, niebezpiecznego ale mojego, kochającego mnie. Taki właśnie był mój Harry Styles. Mój i nikogo innego.

***oczami Harry'ego***

- Harry na prawdę idziecie na imprezę? - usłyszałem wściekły głos Perrie.
- Emm... Tak.
- I co... Wyjdziesz z nią a przyjdziesz znowu z inną?!
- Perrie.
- Co?! Kurwa tak robisz! Od trzech miesięcy co tydzień masz inną laskę, z inną wychodzisz a z inną wracasz. Tak się kurwa nie da! - krzyknęła i walnęła mnie w policzek - one nawet nie lubią twoich. TWOICH dzieci!
- Perrie! Nie ucz mnie jak mam żyć. Straciłem Rose. Pozwól mi pierdolić różne laski! Kurwa! - krzyknąłem i zobaczyłem zdziwioną Amy na schodach.
- C-co?!
- To co kurwa słyszałaś. Jesteś mi potrzebna do jednego - powiedziałem i szybko do niej podszedłem chwytając ją za nadgarstek, podwinąłem jej spódnicę i roztargałem bieliznę po czym wszedłem w nią palcem - jesteś mi potrzebna bo muszę kogoś bzykać. A myślałaś że co? - zaśmiałem się i podniosłem ją - wiesz co Perrie, masz rację nie muszę jej jeszcze zmieniać. Idę do sypialni. Zajmiesz się dzieciakami?
- Jasne - szepnęła, wiedziała że teraz jestem tym samym Harry'm którym byłem przed Rose. Tylko dla niej potrafiłem być czuły, delikatny i opiekuńczy cała reszta lasek na świecie, poza laskami moich najbliższych przyjaciół, było zwykłymi dziwkami do wybzykania i porzucenia.
Wszedłem szybko po schodach i zamknąłem drzwi do sypialni po czym podszedłem do łóżka i rzuciłem na niego Amy.
- T-ty...
- Cicho siedź! - zaśmiałem się i ściągnąłem własne spodnie, w tym czasie dziewczyna zeskoczyła z łóżka i chciała uciec ale drzwi były zamknięte.
- Pomocy! Pomocy! Daj klucz! Pomocy! - krzyczała a ja tylko się śmiałem i podszedłem do niej.
- Nikt Ci nie pomoże - chwyciłem ją na włosy i przygryzłem skórę jej szyi - oj Amy, Amy - ponownie chwyciłem ją i położyłem na łóżku. Rozłożyłem jej nogi i wszedłem w nią brutalnie, po jej policzku pociekła łza. Zaczęła się wyrywać, bić mnie i krzyczeć. Jednak nikt jej nie słyszał a sama była dla mnie za słaba, zacząłem się w niej szybko poruszać. Jej pięści uderzały w moją klatkę jednak  nic sobie z tego nie robiłem. W końcu przerwałem i podniosłem zapłakaną dziewczynę, chwytając ją za włosy zbliżyłem jej głowę do mojego penisa i włożyłem jej go do ust poruszając jej głową, dziewczyna ciągle próbowała się wydostać jednak to tylko bardziej mnie podjudzało. Po chwili ponownie leżała na łóżku tym razem jej ręce były przypięte do zagłówka a ona dokładniej mówiąc klęczała na łóżku, dzięki czemu mogłem w nią szybko i nachalnie wejść. Syknęła i jęknęła za razem. Zaczęła błagać bym ją puścił ale ja nic nie słyszałem poza własnym pragnieniem i pożądaniem.
Gdy skończyłem dziewczyna była cała zapłakana, zupełnie jak za starych czasów gdy to najbardziej mnie w tym wszystkim podniecało. Obróciłem ją by mogła położyć się na łóżku i rozpiąłem jej kajdanki. Nawet nie uciekała, podkuliła tylko nogi i zaczęła płakać a ja się zaśmiałem i wyszedłem z pokoju wpadając na Zayn'a na schodach.
- Witaj z powrotem Styles.
- Hej - uśmiechnąłem się - gdzie maluszki?
- Śpią u siebie w pokoju. Harry?
- Tak?
- Co byś teraz zrobił gdyby Rose wróciła?
- Pocałował bym ją, przytulił i nie wypuścił a czemu pytasz?
- Hmm... Może temu że właśnie zgwałciłeś laskę jak stary Styles.
- Stary Styles i ten Styles Rose się nie wykluczają. Kocham, będę kochał już zawsze tylko Rose i jeśli wróci i mnie zechce to będę jej. Ale muszę na razie jakoś żyć - szepnąłem - ide do biura, jak ta cipa się otrząśnie to...
- Mamy się jej pozbyć?
- Nie, wystarczy jak dacie jej jakieś ciuchy z starej szafy i wypierdolicie gdzieś w mieście. Niech wszyscy wiedzą że Styles poluje - zaśmiałem się i wszedłem do gabinetu, na biurku leżał mój zeszyt do Rose, otworzyłem go na kolejnej pustej kartce i zacząłem pisać.

Kochana Rose

To już osiem miesięcy jak Cię nie ma. Nawet nie wiem kiedy ten czas przeleciał.
Dopiero nie dawno wróciłem do "życia" w jakimś tam stopniu.
Rozmawiam z ludźmi, którzy tu mieszkają i wychodzę czasem na imprezy.
Dzieciaki już trochę mówią, szkoda że Cię nie znają.
Sophia, przejęła twoje obowiązki ale ona tak jak i ja liczymy na to że wrócisz.
Wszyscy bardzo tęsknimy.
A najbardziej ja.
Moje życie bez ciebie jest nudne.
Czarno-białe.
Bez sensu...
Melancholijne... Rytm mojego dnia wyznacza mój oddech.
Chciałbym byś wróciła.
Potrzebuje Cię...
Tęsknię, moje serce jeszcze bardziej.
Poza tym muszę w końcu powiedzieć Ci prawdę.
Coś jest nie tak i jak na razie nikt poza mną, Zayn'em, Pezz i Soph nie wie.
Wróć...

Kocham Cię!
Twój na zawsze
Harry

***Oczami Rose***
- Chad idziemy? - zapytałam chłopaka siedzącego na kanapie.
- Jasne - uśmiechnął się, a po chwili kierowaliśmy się w stronę pobliskiego pubu.
Zabawa była nudna, ale przynajmniej na chwilę pozwoliła mi zapomnieć o Harry'm. Może powinnam wrócić? Ta myśl coraz częściej krążyła mi po głowie. Osiem miesięcy byłam z dala od niego a mimo to nie umiałam zapomnieć o tym uczuciu, może pozwoli mi zamieszkać w domu w wolnej sypialni i przynajmniej być blisko. A może tak na prawdę on też mnie kochał a ja źle odebrałam to wszystko co się działo?
- O czym myślisz?
- O moim byłym.
- Mam być zazdrosny?
- Możesz. Bardzo go kocham...
- Chyba kochałaś.
- Nie. Ja go ciągle kocham - powiedziałam i wzięłam mojego drinka.

niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział 65

***oczami Harry'ego***
Minęły już dwa tygodnie od czasu gdy Rose opuściła nasz dom, ja ciągle nie umiałem pogodzić się z tym że już jej nie ma. Ciągle liczyłem na to że to tylko zły se z którego zaraz się obudzę, że poczuję zapach jej perfuj, jej ciepłe dłonie, drobne ciałko. Jednak mimo wszystko codziennie, nawet kilka razy budziłem się w pustym łóżku, pustym pokoju. Gemma i Theo przez większość czasu byli u siebie w pokoju z kimś, kto nie był mną. Ja nie potrafiłem na razie spojrzeć na żadne z nich bo oboje bardzo mi ją przypominali.
- Harry obiad, przyjdziesz? - w drzwiach sypialni stanęła El. Wszyscy się o mnie bardzo martwili ale ja miałem to gdzieś. Nie miałem ochoty się z nikim widywać ani tym bardziej rozmawiać.
- Nie. Nie jestem głodny.
- Harry... musisz jeść. Musisz się wziąć w garść, dla niej.
- Dla niej?! A po co?! Kurwa po co?! Bo jej na mnie zależy? Gówno! Gdyby jej zależało to by tu była a nie odeszła.Odebrała by telefon, odpisała na sms. Dała by mi szanse wytłuaczenia się. A ona po prostu zwiała. Mam to wszystko gdzieś! Zostawcie mnie - podeszłem do drzwi i trzasnąłem jej nimi przed nosem, przekręsiłem w nich klucz i wróciłem na łóżko.
Starałem się udawać że wszystko jest okej, niektórym wmawiałem że pogodziłęm się z jej odejśćiem ale tak na prawdę uierąłem z bólu i cierpienia.

***oczami Rose***
Od trzech tygodni jestem sama, czas leci mi powoli.. Ciągle zmieniam miejsce pobytu by nikt mnie nie rozpoznał, a nawet jeśli to gdby powiedział to Harry'emu lub komukolwiek to mnie już w tm miejscu nie ma.
Tęsknię za nim. Każdego dnia zastanawam się co robi. Jak się czuje. O której wstał i o której poszedł spać. Zastanawiam się czy zostawiłdzieci czy je oddał. Myśle o tym czy już kogoś ma.
Zastanawiam się dlaczego odeszłąm. Przecież to mj dom. Tina i Rob to moja prawdziwa rodzina. Mogłam zostać. Ale nie ja wolałam odejść. A teraz za nim tęsknię.
- Panienka Rose Black - usłyszałam czyjś głos za sobą odskoczyłam odwracając się i zobaczyłambagażowego.
- Proszę zabrać te walizki, ja zaraz zejdę.
To mój ostatni dzień na Krecie, teraz czas na Włochy i jakąś małą prowincję. Może zatrzymam się tam dłużej. Nie wiem co przyniesie jutro. Wiem tylko żenigdy nie przestanę go kochać.

*trzy tygodnie później*

Zatrzymałam się w małej miejscowości San Giorgio a Cremano na południu Włoch. Czasem zastanawiałam się co bym robiłą gdybym była tu z Harry'm jednak musiałam zacząć żyć bez niego a ta mała wioska była do tego świetna. To tak jakby drugi koniec świata, wątpię by ktoś mnie tu znał.
- Rose! Rose! - ten piskliwy głos,tylko to był minus mieszkania tu... Właścicielka hotelu w którym się zatrzymałam.
- Tak Bianca? - zapytałam wychodząc z pokoju.
- Pójdziesz ze mną dziś na targ?
- Z chęcią Bianca - starałam się uśmiechać i żyć z ludźmi ale to było trudne. Po raz kolejny uciekałam i musiałam zaczynać żyć od nowa bez osób które kochałam.
Szybko zjadłam śniadanie i ubrałam się w moją ulubioną sukienkę i ramoneskę. Zjadłam szybkie i lekkie śniadanie po czym wyszłam z Bianca na miasto w stronę rynku. Robiłyśmy zakupy, kupowałyśmy głównie warzywa i owoce. Chodziłam bardziej jak trup za nią między straganami, starałam się porozmawiać z każdym kto mnie zaczepił. Jednak nie zawsze potrafiłam, nie chodziło o mój włoski bo ten był doskonały ale raczej o mój ogólny nastrój. Niektórzy pytali co u mnie, a ja im tylko odpowiadałam że w porządku. Było to kłamstwem, każdego dnia czułam się bardziej martwa niż w dniu w którym opuszczałam dom Harry'ego.
Po godzinie powoli szłyśmy w stronę hoteliku, ona ciągle do mnie mówiła ale ja jej nie słuchałam potakiwałam tylko w odpowiednich momentach.
- H-Harry?! - szepnęłam na widok chłopaka, ale gdy do niego pobiegłam a on się odwrócił okazało się że to nie on - p-przepraszam - szepnęłam - to... Pomyłka, ja nie chciałam. Życzę miłego dnia - powiedziałam, co ja sobie myślałam że on mnie szuka?!? Że przyjedzie po mnie do tego zapyziałego miasteczka!
- Rose, co to było? - zapytała Bianca.
- Ja... Myślałam że to mój były - szepnęłam z łzami. Resztę drogi spędziłyśmy w ciszy, nie miałam ochoty jak nigdy wcześniej na rozmowę. Dlaczego chciałam by to był on skoro sama go opuściłam? Weszłam do pokoju i wyciągnęłam pudełko i kartkę. Od miesiąca prowadziłam takie pudełko z kartkami na których były moje listy do Harry'ego i dzieciaków. Dziś też postanowiłam coś napisać, może kiedyś jakoś je im przekażę.

Nie boje się tego napisać, po raz kolejny - KOCHAM CIĘ Harry.
Każdego dnia od siedmiu tygodni o tobie myślę. Zastanawiam się jak sobie radzisz. Co robisz... Jak się czujesz. Czasem żałuję że odeszłam i nie mogę Cię widzieć codziennie, ale wiem że tak było lepiej dla ciebie. Tylko to trzyma mnie przy życiu... Każdego ranka powtarzam sobie "Zrobiłaś to by on był szczęśliwy".
Mam nadzieję że układasz sobie życie, że wrócił ten Harry który "porwał mnie" na początku naszej "znajomości" szczerze powiedziawszy bardzo mi się on podobał. 
Jak się czują Theo i Gemma...? Nie wiem czemu ale czuję że je zatrzymałeś, w końcu pokochałeś te dzieciaki całym sercem.
Jak Perrie, Zayn, Louis, Eleanor, Liam i Sophia no i rzecz jasna Niall...? Mam nadzieję że wszyscy są szczęśliwi. Może Niall ma już swoją drugą połówkę. Chciałabym by ułożyło im się wszystkim.
Wspominam czasy gdy byliśmy razem. 
Gdy byliśmy, ty byłeś, szczęśliwy.
Gdy się wspieraliśmy.
Pamiętam jak dowiedziałam się o ciąży, czułam że mój świat się wali.
I może wtedy się zwalił, może już mnie tak bardzo nie kochałeś jak wcześniej...
Jak już wiesz z poprzednich trzech listów jestem w San Giorgio a Cremano. Miasteczko jest małe i nudne ale pozwala mi, przynajmniej spróbować zapomnieć.
Jednak dziś pewien chłopak przypomniał mi o Tobie. Przez chwile pomyślałam że to ty, który szuka mnie. Jednak szybko uzmysłowiłam sobie że jednak nie.
Kocham Cię.
Kocham Cię
Kocham Cię...
Takie piękne słowa, których nie mogę Ci powiedzieć w twarz.
Szkoda że ty przestałeś kochać mnie.
Jeśli Theo i Gemma są z tobą chciałabym by kiedyś Gemma, jeśli tylko zechce przejęła moją część "firmy". A aktualnie niech zamie się nią Sop - mam nadzieję że i tak ona się nią zajmuje.
Kocham Cię.
Nigdy o tym nie zapominaj, gdy poczujesz się samotny pamiętaj że na świecie jest dziewczyna która kocha Ciebie.
Za 14 tygodniu pierwsze urodziny dzieciaków. Szkoda że mnie nie będzie. Mam nadzieję że będzie fajnie. 
Kocham Cię...
Twoja na zawsze
Rose.

Ostatnie linijki pisałam przez wielkie łzy, czas tak szybko leciał.

***oczami Harry'ego***

Rose nie ma z nami od trzech miesięcy, były to najdłuższe trzy miesiące mojego życia. Miesiące w których wylałem najwięcej łez i przespałem najmniej dni czy nawet godzin. Każdego dnia miałem nadzieję że ktoś mi powie "Widziałem ją w..." ale nic takiego nie następowało. Niestety... Ciągle tylko nadzieja i strach.
Theo i Gemma też źle znosili jej nieobecność, wszyscy chcieli by ktoś może ona otworzyli drzwi wejściowe a w nich stanęła ona. Sama lub z kimś ale by stanęła i pozwoliła mi się wytłumaczyć, może mnie dalej kocha ale wątpię przypuszczam że już kogoś znalazła była w końcu piękną dziewczyną. Wyciągnąłem notes, kolejny który od jej nieobecności zapisywałem listami lub po prostu słowami do niej.

Kocham Cię.
Tak Rose, kocham Cię całym sercem.
Nie umiem żyć bez ciebie.
Chciałaś dla mnie dobrze ale...
Ale przez to że odeszłaś już nie umiem żyć.
Chciałbym cię przytulić.
Pocałować...
Przeprosi cię za całe zło.
Za całe zło które ci sprawiłem
Za ten ból.
Mam nadzieję że jesteś szczęśliwa
I co ważniejsze BEZPIECZNA.
Zajmuję się dziećmi dla Ciebie.
Jeśli kiedyś wrócisz do miasta. Nawet jeśli z kimś...
Nawet jeśli mnie nie będziesz już kochać...
To możesz nas zobaczyć,
odwiedzić.
Czekamy...
Wszyscy.
Ja...
I dzieciaki.
I nasi przyjaciele.
I Rob z Tiną też czekają.
Twoja mama umiera ze strachu.
Kocham Cię ponad życie
Liczę na to że jesteś szczęśliwa.
Szczęścia skarbie
Twój na zawsze...
Harry

sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 64

***oczami Rose***

Po raz ostatni dałam całusa w czoło Theo i Gemmie.
- Zawsze będę o was pamiętać. Wybaczcie - szepnęłam i podniosłam walizkę z podłogi. Po cichu otworzyłam drzwi i wyjrzałam na korytarz. Nikogo nie było, powoli przeszłam przez niego, zeszłam po schodach i wyszłam z domu. Po raz ostatni na niego popatrzyłam, po policzkach ciekły mi łzy. Moje serce pękało, ale musiałam to zrobić. By on był szczęśliwy.
- Jeszcze ktoś Cię pokocha Rose - szepnęłam sama do siebie i zaczęłam iść w stronę bramy - kocham Cię Harry, zawsze. Już zawsze będę Cię kochać. Żegnaj - szepnęłam i wsiadłam do taksówki która waśnie podjechała. Podałam taksówkarzowi adres.
- Dobrze robisz dziecko, to nie są dobrzy ludzie - powiedział w połowie drogi, ja ciągle płakałam.
- To nie tak jak pan myśli - powiedziałam i popatrzyłam za okno. Więcej się nie odezwał, ja zresztą też nie. W końcu dojechaliśmy pod moje stare mieszkanie, wzięłam swoją walizkę i weszłam do środka. Zamknęłam drzwi i zsunęłam się po nich płacząc

***Oczami Harry'ego***

Powoli szedłem do sypialni, nie miałem siły ani ochoty na nich. Chciałem tylko poczuć słodki zapach Rose, jej ciepło.
- Rose jestem - powiedziałem ale pokój był pusty, wszedłem do łazienki gdzie też jej nie było. Chciałem zejść na dół ale zobaczyłem że szafa jest otwarta, podszedłem do niej nie było tam części jej ubrań. Po policzku mimowolnie spłynęły mi łzy.
- Rose - szepnąłem zrozpaczony. Podszedłem do łóżka i zobaczyłem kartkę, zacząłem czytać i nie mogłem uwierzyć w to co tam pisze. Przeczytałem to jeszcze kilka razy, z każdym kolejnym słowem płakałem coraz bardziej.
- Nie... Ona nie mogła odejść - krzyknąłem przez co obudziłem Theo. Do pokoju wbiegł Zayn.
- Co jest?! - zapytał patrząc na mnie ze zdziwieniem a ja tylko rzuciłem w jego stronę kartkę papieru. Przeczytał to i popatrzył na mnie - chyba nie myślisz.
- Ja nie myślę. Ja wiem. Nie ma jej ubrań. I jej... Ten list - płakałem i upadłem na łóżko, mój przyjaciel podszedł do łóżeczka i zaczął uspokajać Theo.
- Przecież ona Cię kocha - powiedział.
- Ale myśli że ja jej nie - szepnąłem załamany, czyżbym to spieprzył! To nie możliwe, chciałem o nią dbać. Nie chciałem by cierpiała przez ojca. A co zrobiłem? Sam ją skrzywdziłem - Zayn, zajmijcie się dzieciakami. Muszę ją znaleźć - krzyknąłem i biorąc kluczyki z komody wybiegłem. Bez wahania pojechałem do jej starego mieszkania, byłem przekonany że to tam uciekła. Wbiegłem po schodach i zacząłem pukać w drzwi, nikt nie otwierał. Nacisnąłem klamkę, było otwarte. Wsedzłem do środka, ale jej tam nie było. Nie było też reszty rzeczy jakie tu zostawiła gdy się przenosiła do mnie, upadłem i zacząłem płakać. Podniosłem się po pół godzinie i wyszedłem z mieszkania. Walnąłem z wściekłością drzwiami.
- Co pan tak hałasuje. Szuka pan, panienki Rose? Oddała mi klucze, podziękowała i powiedziała że musi zmienić środowisko - powiedział gruby mężczyzna.
- Kurwa! - syknąłem i walnąłem pięścią w ścianę przez co odpadł kawałek tynku.
- Niech pan uważa. Nie stać mnie na remont.
Nie wdawałem się z nim w rozmowę zbiegłem i wsiadłem do samochodu. Walnąłem głową o kierownicę.
- Kurwa! Kurwa! Kurwa! Gdybym rozegrał to inaczej to teraz siedzielibyśmy w domu! Kurwa! - zacząłem klnąc Teraz jej tak łatwo nie znajdę. Może być wszędzie, dosłownie wszędzie. Z oczu znowu popłynęły mi łzy. Już po raz drugi dziś, jednak ciągle nie mogłem w to uwierzyć. Wyciągnąłem komórkę i spróbowałem do niej zdzwonić, lecz nie odbierała. Pomimo moich licznych prób ona nie odbierała. Włączyłem SMS:

Rose, kochanie nie rób sobie jaj. Ja Cię kocham. Wróć do domu.

Wysłałem do niej wiadomość i wróciłem do domu, wszyscy czekali na mnie w salonie, jednak gdy zobaczyli mnie samego w dodatku całego zapłakanego nie łudzili się dalej że wróciłem z Rose. Theo i Gemma spali w fotelikach.
- Harry - szepnęła Perrie.
- Miałaś rację - powiedziałem i usiadłem na kanapie.
- Będzie dobrze - powiedziała El.
- Nie, nie będzie. Chyba że ona wróci - szepnąłem i znów zacząłem płakać. Dawno nie płakałem, a zwłaszcza przy kimś kto nie był Rose.

piątek, 31 października 2014

Rozdział 63

***oczami Harry'ego***

- Nie Perrie - szepnąłem nie mając już na nic siły. Siedziałem załamany w fotelu i patrzyłem na kartki przede mną, miałem ochotę je spalić. Od kilku dni spędzały mi sen z powiek, oczywiście nieczego na razie nie powiedziałem Rose bo nie chciałem jej martwić jednak wiedziałem że to Perrie ma rację i muszę jej powiedzieć. Tylko jak?

***oczami Rose***

- Harry ewidentnie przede mną coś ukrywa. Tylko co? Czyżby miał inną? No właściwie ja bardzo zmieniłam jego życie, gdy mnie spotkał chciał się zabawić. Potem się okazało że jestem bardziej wplątana w to wszystko niż on sobie wyobrażał. Nie mógł się mnie pozbyć a na pewno miał taki plan na początku. Ale z drugiej strony przecież widziałam jak się mną opiekuje, jak się o mnie troszczy Przecież takiej miłości nie można udawać... A może można?! Sama już nie wiem, jak mam traktować człowieka który zamyka się u siebie w gabinecie i nie otwiera mi drzwi...? Może przerosły go obowiązki, może nie chce być ojcem!? Ale przecież sam chciał... - po policzkach pociekły mi łzy, usiadłam na łóżku i podkuliłam nogi chowając w nie głowę. Płakałam. Zresztą ostatnio coraz częściej mi się to zdarzało. Łzy po prostu ciekły a ja bezsilnie upadałam na łóżko i pozwalałam im na to.
- Rose - z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos Zayn'a - hej mała, nie płacz - powiedział i usiadł na skraju łóżka.
- Łatwo Ci mówić - szepnęłam ocierając łzy.
- Kłopoty? - nie odpowiedziałam na jego pytanie słowami tylko lekkim skinieniem głowy - z dzieciakami? Nie? Czyli z Harry'm?
- Tak. Nie wiem co się kurwa dzieje.
- Spokojnie. Uspokój się.
- Zayn!
- Rose! Pogadaj z nim.
- Gdyby chciał... To nie takie proste.
- Masz dwa wyjścia. Pogadać z nim lub się spakować i rozstać.
- Zayn, ja nie chce - powiedziałam i popatrzyłam na niego - wyjdź, chce zostać sama.
Gdy tylko drzwi zamknęły się za nim upadłam na poduszki i zaczęłam płakać. Miał rację muszę porozmawiać z Harry'm, tylko jak? Skoro on się ode mnie odizolował? Rzuciłam wściekła poduszką o drzwi, spadła i pozostała pod nimi. Nie miałam siły by wstać i ją podnieść.
- Porozmawiam z nim. Dziś... Muszę - szepnęłam sama do siebie i popatrzyłam za okno, zaczynało się ściemniać. Co oznaczało że za niedługo Harry wróci do pokoju, powie 'Hej' ściągnie koszulkę i rzuci ją do kosza. Usiądzie na łóżku i popatrzy przed siebie, nie popatrzy w moją stronę nawet na chwilę, nawet gdy coś do niego powiem. Wstanie pójdzie do łazienki i umyje twarz, wróci do sypialni trzymając ręcznik przy twarzy, rzuci go na fotel gdzie chwilę później powędrują jego spodnie. Położy się na łóżko odwrócony do mnie plecami, przykryje się. A gdy ja będę się do niego próbowała przytulić to albo odrzuci moją rękę albo będzie cały spięty - Jesteś idiotką! - krzyczałam sama na siebie a po policzku ciekły mi łzy - on już Cię nie kocha! Na prawdę przestał Cię kochać - jedynie tak potrafiłam sobie wytłumaczyć jego zachowanie, nic innego nie przychodziło mi do głowy - a co będzie rano pani głupia?! - zapytałam sama siebie - jak to co... Nie bedzie go gdy wstaniesz, a kiedy wróci?! W nocy... I znowu będzie to samo - szepnęłam sama do siebie i popatrzyłam za okno. Zwlekłam się z łóżka i usiadłam na parapecie patrząc w życie za oknem - tam gdzieś jest ktoś kto Cię kocha, może ty go nie. Ale on ciebie, znajdź go Rose, znajdź - szepnęłam sama do siebie i wstałam. Podeszłam do szafy, otworzyłam ją i wyciągnęłam walizkę. Położyłam ją na łóżku i zaczęłam pakować do niej swoje rzeczy. Nie próbowałam spakować wszystkiego, chciałam wziąć to co miałam nim się tu wprowadziłam i to w czym lubiłam chodzić. Moja walizka i tak była już pełna gdy dokładałam do niej jeszcze jedną parę butów i wisiorek, który od niego dostałam. Kochałam go więc postanowiłam go zachować.
Znalazłam jakoś notes i wyrwałam z niego kartkę:

Drogi Harry!

Na początku chciałam Cię bardzo przeprosić. Za wszystko. Za to że pojawiłam się w twoim życiu i w nim namieszałam. Za to że byłam. Że oczekiwałam. Za wszystko.
Wiem że będziesz szczęśliwy, wiem że będzie Ci lepiej beze mnie.
Nigdy Cię nie przestanę kochać, ale nie mogę patrzeć jak się męczysz. Postanowiłam więc odejść.
Jeśli masz kogoś to życzę Wam szczęścia. Mam nadzieję że się wam ułoży.
Jeśli nikogo nie masz to wierzę że szybko kogoś znajdziesz.
Nie jestem w stanie wziąć Gemmy anie Theo. 
Chyba kochałam je bo ty ich pokochałeś. Bez Ciebie nie będę dla nich dobrą matką.
Wierzę że zostawiam ich w dobrych rękach...
Jeśli nie podołasz, lub nie chcesz ich to oddaj je do adopcji.
Nigdy nie zapomnij że Cię kocham, kochałam i będę kochać.
Dlatego właśnie odchodzę,
bo chcę byś TY był szczęśliwy.
Mam nadzieję że ułoży Ci się w życiu.
Że znajdziesz swoją jedyną.
Ja miałam Ciebie i to było piękne, ale nie mogę.
Nie mogę patrzeć jak się meczysz.
Mam nadzieję że wszystko pójdzie po twojej myśli, że interesy się ułożą.
Jeśli będziesz wychowywał T i G to nie mów im o mnie źle. Proszę tylko o tyle.
Kocham Cię.
Moje serce będzie na zawsze o tobie pamiętać.
Tak jak i rozum.
Żegnaj...
Rose...

PS. Przeproś wszystkich że się nie pożegnałam, nie umiałam.

wtorek, 28 października 2014

Rozdział 62

***oczami Harry'ego***

- Musisz jej powiedzieć.
- Nic nie muszę!
- Harry!
- Perrie!
- Harry!
Nasza kłótnia trwała już z pół godziny, sam nie wiem dlaczego się o to kłóciliśmy. Ona wiedziała że ja i tak zrobię co będę chciał. A ja wiedziałem że muszę się zastanowić czy Rose musi o tym wiedzieć, ale jeśli jej ojciec uważał że mamy kreta to chyba dobrze by było wiedzieć. A tylko ona jest w stanie odczytać ten ostatni, krótki list:
Tina i Rob na pewno
Ci pomodą. Jednak uważaj
na siebie. Wszystko jest
tam gdzie zawsze. Alex nie
jest zamieszana w to wszystko,
ona nic o nas nie wie, więc
nie wciągaj jej. Tylko proszę uważaj
na nowych i starych pracowników.
Nie patrz nigdy za siebie
Uważaj nie tylko na
swoich bliskich. Zawsze zdradzaj
tyle ile potrzeba. Tini wie.
Jej możesz zaufać,
bardzo mi pomagała.
Niczego nie przegap, NICZEGO!
Kocham cię, tata
Semper unum et tria, quoniam

- Pezz ona się załamie, całe życie żyła w kłamstwach!
- I dla tego ty też postanawiasz ją oszukiwać?!
- Dla... Jej dobra - mogła mnie nie rozumieć, ona też by tak postąpiła na moim miejscu gdyby chodziło o Zayn'a. Ale teraz mnie pouczała, to nie fair.
- Nie Harry, ty to zrobisz dla siebie. A doskonale wiesz że coś tu jest ukryte - rzuciła we mnie ze złością kartkami - wiesz o tym kurwa! I wiesz też że tylko ona to rozszyfruje. Ale wolisz to przed nią ukrywać! Jesteś tchórzem?! 
- Perrie!
- No co kurwa?! Posłuchaj, weź to i jej pokaż! Bo możliwe że ktoś właśnie dostaje jakieś informacje które za raz kurwa przekaże jakiemuś innemu gangowi, lub kurwa policji! Tego chcesz?! No więc wypierdalaj jej powiedzieć! - wrzasnęła a ja dziękowałem że ten gabinet był dźwiękochłonny,
- Uspokój się - szepnąłem i popatrzyłem na nią, może miała rację. Ale jak ja mam powiedzieć Rose, że do niedawna jej ojciec żył. Czy nie wystarczy że matka się znalazła?! 
- A może Rob lub Tina nam pomogą?!
- A może są w to bagno wciągnięci?
- "Tina i Rob na pewno ci pomogą", czy nie tak tu jest napisane?!
- Może i jest, ale to jest list do Rose. A nie do nas. Poza tym tu pisze też "Jednak uważaj na siebie" i pisze też "Tylko proszę uważaj na nowych i STARYCH..."
- No błagam, Rob lub Tina?!
- Nie mówię że oni, ale lepiej dać to Rose. Harry.
- I co jej powiem? "Rose kochanie przepraszam że ja ci muszę to powiedzieć, ale nikt z twojej rodziny nie miał odwagi. A ja miałem pecha że otworzyłem list do ciebie i się dowiedziałem. Przepraszam. To na pewno będzie dla ciebie szok,więc lepiej sobie usiąć" kucnę przy niej i zacznę dalej "Jak wiesz twoja matka nie zginęła więc w pochowałaś albo pustą trumnę albo kogoś innego. Ale ja dowiedziałem się też innej rzeczy. Dowiedziałem się żę także twój ojciec nie zginął w tym wypadku. On też żył i się ukrywał. Przysłał Ci list, w którym mówi że mamy kreta. Ale nie mówi kto, albo ja tego nie rozumiem. Możesz na to poaptrzeć?" Przecież ona się załamie.
- Harry, ona musi wiedzeć.
- Nie. Lepiej to spalę.
- A jak przyjdzie do nas policja to im powiem "Wiedziałem że do mnie przyjdziecie. Ale byłem tchórzem i nie szukałem kreta" i oddasz się w ich ręce. Tak?
- Nie...
- Więc powiedz Rose, razem sobie z tym poradzicie. Ty wesprzesz ją, a ona uratuje rodzinny interes. Poza tym ma nas i dzieciaki. Będzie dobrze. Kurwa Styles. Ona musi wiedzieć!


__________________________
15 komów = NEXT
No dawać kochani!

piątek, 17 października 2014

Rozdział 61

***oczami Harry'ego***

Siedziałem u siebie w gabinecie i zastanawiałem się co mam zrobić, leżała przede mną kartka. A właściwie list, co prawda adresowany był do Rose ale nie mieliśmy przed sobą tajemnic więc go otworzyłem jednak jego zawartość mnie przeraziła. Patrzyłem na rzeczy znajdujące się na moim wielkim biurku i nie wiedziałem co mam z nimi zrobić.
- Może jej je pokażę? Przecież powinna wiedzieć - powiedziałem do siebie i przeczesałem włosy, popatrzyłem w okno znajdujące się w tym pomieszczeniu. Wychodziło ono na Big Ben'a i rzekę. Lubiłęm ten widok, uspokajał mnie i pozwalał się odprężyć ale dziś nic mi nie pomagało. Ktoś zapukał do drzwi.
- Czego!? - warknąłem.
- Hazz...? - Pezz uchyliła niepewnie drzwi a ja poczułem się głupio że na nią warknąłem,ale przecież ona nie musiała pukać więc nie sądziłem że to będzie ona.
- Sorry, wejdź. Co jest?
- Chciałam się zapytać czy wszystko w porządku. Zamknąłeś się tu kilka godzin temu i nie wychodzisz. Co jest? - zapytała i podeszła bliżej, a jej wzrok padł na biurko - boshe co to jest?!
- Nie wiem.
- To nie twoje?! - nie kryła zdziwienia, zresztą na początku pomyślałem o tym samym że to moje dzieło ale potem sobie uzmysłowiłem że to nie jest moje. A ten list tylko to potwierdził.
- A wygląda kurwa jakby było moje?! Czy ja wyglądam jakby to było moje? - zapytałem ironicznie, a blodnynka sięgnęła po list który leżał najbliżej mojego krzesła.
- No nie. Ale w takim razie co to... Rose?! - szepnęła przerażona - a co ona ma z tym wspólnego?
- Nie wiem - nic więcej nie powiedziałem, Pezz usiadła na sofie i zaczęła czytać list.

Jeśli to czytasz to znaczy że nie żyję.
Na pewno sądzisz że zostałem pochowany już dawno temu.
Ale tak nie jest, nie było...
Przepraszam że żyłaś w kłamstwie.
Pamiętaj że zawsze bardzo cię kochałem.
A teraz posłuchaj...

Nie wszystko jest takie jak nam się wydaje, nie wszyscy ludzie są takimi za jakich ich uważamy.
Każdy z nas ma mroczne tajemnice, o których nic jeszcze nie wiesz.
Ja też miałem takie tajemnice, i by chronić cię przed nimi musiałem uciekać.
Wiem że Amanda też to zrobiła.
Początkowo myślałem że zginęła ale jednak nie.
Z jednej strony to dobrze a z drugiej źle.
Ale nie o niej chciałem Ci mówić.
Zawsze byłaś naszym oczkiem w głowie, moim i Amandy. Bardzo was kochałem ale życie tak mi ułożyło życie że teraz mnie z tobą nie ma. Że przez ostatnie lata mnie nie było.
Jesteś już prawie dorosła, nie wiem ile dokładnie będziesz mieć lat gdy dostaniesz ten list ale mam nadzieję że o wiele więcej niż teraz, ale gdy do piszę to masz 16 lat. 
Jesteś jeszcze dzieckiem a ja powinienem być przy tobie. 
Bardzo żałuję że tak nie jest.
Jednak pamiętaj że zawsze cię pilnuję.
Córeczko posłuchaj mnie dobrze. Wszystko co wiesz, wszystko co mówiłem ci JA, MAMA I ROB jest prawdą. Ale ty musisz z niej teraz ułożyć jedną historię, usuń niektóre rzeczy z każdej z historii a na ich miejsce wstaw inną opowieść. Na pewno w końcu zrozumiesz.
Uważaj na każdego kto zna sekret.
Pamiętaj że tatuaż skrywa tajemnice o których nikt nie powinien wiedzieć.
Chroń sekretu. 
Uważaj na siebie.
Uważaj na swoich przyjaciół, uważaj też kto nim zostaje.
Uważaj na swojego męża, musisz o niego dbać bo będzie w niebezpieczeństwie. Niezależnie kto nim będzie. Tak jak Rob, tak jak ja, tak jak twój dziadek. 
Kochaj całym sercem bo tylko ono pomoże ci w ciężkich chwilach.
Nie zapomnij o jednym:
"Veritas licet non est mendacium scire.
Si quid Mendacium fit verum.
Virtus est in nobis.
Potentia in avem."(1)

Kocham cię
invenire clavis verba(2)

- Harry czy to jest...?
- Chyba tak.
- Ale...
- Popatrz - pokazałem jej inną kartkę, potarganą. Brakowało na niej fragmentu.

Choć minęło wiele czasu
choć straciłem to co miałem
to zawsze o was pamiętałem
Uważaj na siebie. Stare
wcale nie znaczy dobre
Chłopak który "pracował"
mnie i Rob'a 
bądź ten który dla twojej matki
dla Max'a i zdradził przejścia Uważaj!
caeruleum est in omnibus (3)
Nigdy nie zapomniaj o tym
czego Cię uczyłem
Fiducia \ostentatio\ numquam fallet
bo kto tak postępuje, ten może
Die vel innocens occisus est 
Nie popełniaj moich błędów.

__________________________
10 komów = NEXT
Chcecie więcej? Dawać komy kochani.... :P
Postaram się mieć kilka rozdziałów by móc dodać w późniejszym czasie (ale czytać i komentować!)

wtorek, 30 września 2014

#1 Notatka

Szkoła ;/

Tak tak kochani, zaczął się nasz największy koszmar xD
Od 1 września...
Właściwie będzie trwał do 22 grudnia kiedy to zacznie nam się przerwa świąteczna... Przypuszczam że większość z nas będzie wracać 6 stycznia (po 3 królach) choć może ktoś wcześniej.
Potem kolejną przerwą będą FERIE :p
19 stycznia - 1 luty
woj. dolnośląskie, mazowieckie, opolskie, zachodniopomorskie

26 stycznia - 8 luty
woj. podlaskie, warmińsko-mazurskie

2-15 luty 
woj. lubelskie, łódzkie, podkarpackie, pomorskie, ŚLĄSKIE

16 luty - 1 marca
woj. kujawsko-pomorskie, lubskie, małopolskie, świętokrzyskie, wielkopolski

Potem będzie WIELKANOC! I wolne od 2-7 kwietnia :P (Nie zapomnijcie o PRIMA APRILIS 1 kwietnia i "Lanym" Poniedziałku Wielkanocnym 7 :P)

1 maj - wolne :P

1 kwietnia - powodzenia szóstoklasistą (ale nie licznie na prima aprilisowy żart w postaci braku egzaminu :P)
21-23 kwiecień - powodzenia gimnazjalistą!
4,5,6 maj - powodzenia maturzystą!

4 czerwca - BOŻE CIAŁO (Kolejne wolne :P)

26 czerwiec - ZAKOŃCZENIE! Wakacje!

W międzyczasie powodzenia na egzaminach zawodowych (między innymi dla mnie :P)

A wy... Macie jakieś dodatkowe wolne? Może jakieś wyjazdy? Gdzie wasza klasa wybiera się na wycieczkę?
Zapewne tak jak ja żyjecie dla tych dat :P 


Mam nadzieję że będziecie mi wybaczać opóźnienia.
Kocham was ♥♥
Buziaczki :*
Powodzenia w szkole :)

PS. Macie już jakieś ocenki? A może wagary się zdarzyły?

Rozdział 60

Na początek:
Przepraszam że tak długo ale zaczęła się szkoła. Nie spodziewałam się że tak dużo tego będzie. Druga technikum = udręka. Mnóstwo nauki więc mam nadzieję że mnie zrozumiecie kochani <3
Ja o was ciągle pamiętam i na prawdę się starałam ale nie dałam rady :)

***Rose***
Otworzyłam oczy i zobaczyłam że leżę w naszej sypialni, Harry'ego jednak nie było obok mnie. Nie było go też w pokoju więc szybko wybiegłam i skierowałam się do pokoju dzieciaków. Tam jednak nie było ani Harry'ego ani dzieciaków.
- Harry?! - krzyknęłam w głąb domu.
- W kuchni kochanie - usłyszałam odpowiedź.
- Boshe Harry nie strasz mnie tak więcej - powiedziałam szukając wzrokiem dzieciaków - gdzie maluchy?
- Na spacerze, spokojnie. Usiądź i zjedz - powiedział i poprowadził mnie do blatu.
- Ale...
- Zjedz - rozkazał wskazując na talerz.
Zjadłam śniadanie, nawet nie sądziłam że jestem taka głodna. Hazz ciągle mi się przyglądał, jakby się bał że ucieknę czy coś.
- Kiedy wrócą dzieci? - zapytałąm, niedawno uświadomiłam sobie jak bardzo je pokochałam.
- Nie wiem. Teraz zajmiemy się tobą - powiedział i pociągnął mnie w stronę swojego gabinetu, nie miałam pojęcia o co mu chodzi, gdy posadził mnie na skórzanej sofie tylko na niego popatrzyłam - Rose musisz zadbać o siebie - chciałam się odezwać ale on mnie uciszył - ciągle tylko myślisz o dzieciakach. Podporządkowałaś im całe swoje życie. I nie zaprzeczaj. Przecież gdy się obudzą w nocy to nikt nie może wstać tylko ty. Gdy są głodne nikomu ich nie pozwalasz karmić, nikomu nie pozwalasz ich przewijać. Ja wiem że ty się o nie martwisz i że je pokochałaś ale kochanie musisz myśleć też o sobie. Przecież w tym domu jest dość osób by się nimi zająć. Więc... - przerwał i wziął głęboki oddech jakby bał się tego co nastanie za chwilę - więc razem z El i Sop ustaliliśmy grafik. Nawet nie próbuj protestować! - krzyknął i przyciągnął wielką tablice - nie chodzi nam o ograniczenie ci kontatku z nimi. To tylko grafik na noce. Popatrz, ja i ty mamy poniedziałki i piątki. Louis i El mają wtorki, Sophia i Liam za to środy i soboty. A Zayn i Perrie mają piątki i niedziele.
- Dlaczego... - chciałam walczyć bo to w końcu były moje dzieci, ale przecież nie miałam z nim szans.
- Dlatego że wyglądasz jak trup. Nie potrafisz się na niczym skupić. Ciągle coś ci z rąk wypada, sypiasz po kilknaście minut lub zamykasz się tu na pół dnia by odespać. Kochanie martwię się o ciebie. Nie chce byś zachorowała czy coś. Dlatego ci chcemy pomóc. I nie możesz nam odmówić.
- Harry ale...
- Rose - szepnął i usiadł obok mnie obejmując ramieniem. Miał rację przemęczałam się a przecież nie musiałam.
Siedzieliśmy tak z pół godziny nim wszyscy wrócili ze spaceru. Gemma i Theo spali spokojnie w wózkach. Przez ten czas mogłam spokojnie, po raz pierwszy od dawna porozmawiać z moimi przyjaciółmi a właściwie rodziną. Kochałam ich wszystkich, każdego inaczej ale wszyscy byli dla mnie bardzo ważni. 
Pierwsza obudziła się Gemma, ciągle była mniejsza i słabsza niż Theo jednak walczyła a tyle miłości ile dostawała nie dostawało żadne inne dziecko na świecie. Nakarmiłam małą i usiadłam z nią na sofie między El a Zayn'em, oboje od razu zaczęli ja gilgotać i rozśmieszać. Dziękowałam Bogu że mam takich ludzi jak oni w okół siebie. Oparłam głowę o ramię El i zerknęłam na nią uśmiechnęłyśmy się do siebie a po chwili ona znów bawiła się z moją córeczką. Prawda była taka że po raz pierwszy od dawna byłam wyspana, po raz pierwszy od dawana miałam siłę na cokolwiek.

______________________________
Tak wiem krótki ale muszę się uczyć na kartkówkę z anglika. Napisane bo nie chciałam byście czekali jeszcze dłużej. Do następnego kochani (postaram się jak najszybciej, ale wiecie SZKOŁA na pierwszym miejscu :/ )
Kocham was ♥♥
Dobranoc misiaczki :)

sobota, 6 września 2014

Rozdział 59

***oczami Harry'ego***
- Rose... Rose kochanie - szeptałem jej do ucha by się obudziła, zamykała się czasem w moim gabinecie i pomimo że wszyscy wiedzieliśmy gdzie jest by odespać kilka nieprzespanych nocy to nikt z nas nie wchodził tam by obudzić mamę bliźniaków gdy te potrzebowały przewinięcia lub nakarmienia. Doskonale radziliśmy sobie z wszystkimi zadaniami, więc gdy tylko mogliśmy odciążaliśmy ją od niektórych zadań. Jednak to ona w nocy wstawała gdy któryś z maluchów płakał, to ona jeździła z nimi do lekarzy bo nikomu z nas nie pozwalała. Było tak od ponad czterech miesięcy, od kiedy dwa małe diabełki pojawiły się w naszym domu. Delikatnie odepchnęła mnie ręką i przewróciła się na drugą stronę, kanapa była mała więc bałem się że spadnie, jednak tak dobrze zapoznała z nią że nie było szans by okazała się ona za mała - Rose, kochanie obudź się - spróbowałem jeszcze raz.
- Daj mi spokój - burknęła i naciągnęła koc na głowę.
- Rose, chodź do łóżka - szepnąłem wkładając pod nią ręce by ją przenieść. Ona miała zbyt mało siły by móc to zrobić samej, nie spała od kilku dni bo Gemma była chora, od zawsze to ona więcej chorowała. Za to Ros biegła do niej za każdym razem gdy ta tylko cicho stęknęła przez sen co sprawiało że w trakcie jej choroby prawie nie spała. Tej nocy postanowiłem wyłączyć elektroniczną nianię w naszej sypialni, przecież ona musiała w końcu się normalnie wyspać. Poza ty wszyscy podsuwali mi tą propozycję od kilku dni, w końcu w rozpaczy na spędzenie kolejnej nocy w pustym łóżku bo ona zapewne byłaby w pokoju maluchów lub tu na kanapie, postanowiłem przyjąć ich propozycję i wyłączyłem urządzenie które mogło przerwać jej sen, oczywiście nie poinformuję jej o tym ponieważ od razu by je uruchomiła.
- Yhy - szepnęła i objęła mnie mocno za szyję bym spokojnie mógł ją przenieść do sypialni, delikatnie ułożyłem ją na łóżku. Podszedłem do szafki i upewniłem się że diabelne urządzenie jest wyłączone po czym szybko sprawdziłem czy maluchy na pewno spokojnie śpią, gdy byłem już pewny że wszystko jest w porządku wróciłem do śpiącej dziewczyny i delikatnie wślizgnąłem się pod kołdrę.
- Hazz? - szepnęła wtulając się we mnie.
- Tak?
- Nie odejdziesz ode mnie?
- Nie kochanie, dlaczego o to pytasz? - myślałem że coś odburknie ale ona podniosła się i popatrzyła na mnie po czym spuściła wzrok.
- Moja mama odeszła. Prawie straciłam córeczkę... Teraz mam ciebie, boje się że znikniesz. Gdy śpię to śnią mi się koszmary. Że cię tracę - mówiła spokojnie, ale wiedziałem że w jej oczach zbierają się łzy - boje się że będę złą mamą, złą dziewczyną. Że mnie wyrzucisz, co gorsze wyrzucisz mnie z dziećmi bo powiesz że nie są twoje - teraz emocje wezbrały w niej górę a po policzkach pociekły jej łzy, przytuliłem jej i otarłem pierwsze łzy.
- Spokojnie, nie opuszczę cię. Kocham cię - pocałowałem jej i pociagnąłem bardziej w dół by położyła się na łóżku - a teraz śpij kochanie.
- Pójdę do małych.
- Nie - powiedziałem stanowczo, dawno nie używałem tego tonu w stosunku do niej, właściwie to tylko kilka razy na początku naszej niefortunnej znajomości go użyłem, wtedy miała się mnie bać teraz tego nie chciałem, nie potrzebowałem, pragnąłem tylko jej szczęścia. Skuliła się i cicho zaszlochała - idź spać kochanie, ja tam przed chwilą byłem i wiem że wszystko jest w porządku - spróbowałem jej przytulić, ale mój poprzedni ton wystraszył ją za bardzo, bała się mnie. Znowu, tak jak na początku bała się mnie - Rose spokojnie, to ja Harry - próbowałem ją uspokoić jednak to nic nie dawało.
- Mój Harry tak do mnie nie mówi - powiedziała patrząc na mnie a ja poczułem ukłucie w sercu. Miała rację, nie powinienem tak do niej mówić. Nie tym tonem, nie do kobiety mojego życia.
- Przepraszam Rose - mocno ją do siebie przyciągnąłem, czułem jaj jej małe ciało się trzęsie jednak nie mogłem pozwolić jej się odsunąć ode mnie, nie jej, nie teraz gdy postąpiłem tak głupio.
- H-harry - jęknęła cicho.
- Rose, przepraszam kocham cię. Nie chciałem cię przestraszyć, chciałem tylko byś została w łóżku. Byś zasnęła - szepnąłem jej do ucha a jej ciało powoli zaczęło się odprężać. Chciałem by czuła się przy mnie bezpieczna, by nie płakała i by się nie bała.
Po pół godzinie spała spokojnie jak aniołek, mocno wtulona w moje muskularne ciało. Spokojny o nią opadłem na poduszkę i zamknąłem oczy, zasypiałem w akompaniamencie jej płytkich, spokojnych oddechów i miarowego bicia serduszka, jej serduszka.

***

Wstałem gdy Rose jeszcze spokojnie spała, jej oddech był miarowy i spokojny. Włosy delikatnie opadały na poduszki i mój tors, zamknięte oczy po raz pierwszy od dawana nie otwierały się niezliczoną ilość czasu w trakcie nocy. Wiedziałem że będzie wściekła gdy dowie się o tym co zrobiłem jednak jej spokojny sen, chociaż przez jedną noc był w stanie wynagrodzić mi to że nieźle będzie się po mnie darła i mnie biła. Te kilka godzin w trakcie których jest w stanie odciąć się od całego świata, od problemów i chorób były warte nie małej awantury z jej strony.
- Hazz - cichy szept dobiegł od strony drzwi, stał w nich Lou trzymający Theo.
- Co jest? - starałem się być spokojny.
- Idziemy na spacer z dzieciakami. Będziemy za godzinę, to tak żebyście się nie martwili jeśli w tym czasie Rose się obudzi - miał ochotę się zaśmiać ale nie zrobił tego.
- Okej, a może mi ktoś przynieść kawe i laptopa? Nie chce wstawać żeby jej nie obudzić a popracowałbym, nie wiem ile jeszcze będzie spać - posłałem przyjacielowi pełne podziękowania spojrzenie, za to że ktoś z nich nie przespał za bardzo tej nocy.
Po kilku minutach w pokoju był Zayn wręczający mi komórkę, laptopa, ładowarkę i kubek gorącej kawy. 
- Dzięki - szepnąłem a on tylko kiwnął głową i po cichu wyszedł z pokoju spokojnie zamykając drzwi.

_______________________________________________
15 komów = NEXT
To jak wam się podoba rozdział?
Mam nadzieje że choć troszkę <3
Dzięki za wejścia i komy :***
Kocham was

piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 58

Kilka głębokich wdechów i biorę się za pisanie tego rozdziału...
No to powodzenia dla mnie :p
________________________________

***oczami Rose***

Gdy otwarłam oczy zobaczyłam szare ściany, chwile mi zajęło nim uświadomiłam sobie że jestem w lofcie Harry'ego ponieważ prawie do samego rana siedzieliśmy nad papierami, z trudem poruszając ręką gdyż była odrętwiała po spaniu na niej wymacałam telefon i zerknęłam na wyświetlacz. O mało się nie przewróciłam, znaczy siedząc oparta o jakiś fotel mogłabym mieć z przewróceniem się problem, ale gdy zobaczyłam że jest już prawie piętnaście po dziesiątej to moje serce stanęło. Potem zobaczyła jedenaście nieodebranych połączeń.
- O kurwa - syknęłam budząc przez przypadek Hazze.
- Kochanie śpij jeszcze, spokojnie - powiedział przez zamknięte oczy, przypuszam że nie podejrzewał że jest już po dziesiątej.
- Harry już dziesiąta.
- Yhym - jęknął cicho.
- Dziesiąta, jest wtorek... Wtorek dziesiąta - gdy powtórzyłam to po raz drugi szybko poderwał się na nogi.
- O kurwa - usłyszałam tylko z jego ust gdy biegiem przeskoczył sofę i prawie się zabijając wbiegł do łazienki - kochanie dwie minuty i jedziemy, kurwa. Kurwa. Kurwa - słyszałam tylko zza zamkniętych drzwi, sama szybko podbiegłam do wielkiego lustra i z trudem poprawiłam rozrzucone włosy, szybko zmyłam wczorajszy makijaż. W biegu łapałam torebkę, drzwi do loftu zamknęły się za nami z wielkim impetem. Próbowałam dodzwonić się do kogokolwiek ale nikt z osób które do mnie dzwoniły nie odbierał. W szpitalu byliśmy po pięciu minutach, choć przepisowa jazda powinna nam zająć conajmniej dwadzieścia minut.
- Na pewno dostaniemy kilka mandatów - szepnęłam gdy razem biegliśmy do szpitala z parkingu. Za swoimi plecami usłyszeliśmy kilka wyzwisk. Zatrzymaliśmy się prosto przed drzwiami na oddział ale gdy je otworzyliśmy nie było już Gemmy w inkubatorze.
- Gdzie moja córka! - krzyknęłam na pielęgniarkę, która zaskoczona prawie się przewróciła.
- Tutaj - usłyszałam za sobą znajomy śmiech, to była Perrie - próbowaliśmy się do was dodzwonić ale w końcu domyśliliśmy się że usnęliście nad papierami nad ranem więc sami przyjechaliśmy do szpitala. Zayn właśnie tłumaczy temu durnemu lekarzykowi że mamy prawo zabrać Gemmę do domu - znów się zaśmiała, na mojej twarzy malowała się ogromna ulga i wdzięczność. Usłyszałam podniesione głosy i zobaczyłam lekarza który wręcz wbiegł na oddział a za nim spokojnie wmaszerował Zayn.
- Nie pozwolę państwu zabrać tego niewinnego dziecka! - krzyknął w stronę mulata a ten się uśmiechnął szyderczo. Wiedziałam że już nas zauważył, jednak lekarz wręcz przeciwnie.
- Jeszcze się zobaczy - wyszczerzył zęby i zrobił kro w kierunku lekarza.
- Nie ma mowy! Słyszałem o panu wiele rzeczy i to nie było nic dobrego! Nie pozwolę! Wezwę ochronę! - krzyczał aż w końcu poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Lekarz krzyknął i odwrócił się w stronę rozbawionego Harry'ego. Pezz podała mi Gemmę by móc zacząć ją pakować.
- Proszę odłożyć to dziecko! - krzyknął do mnie, zdziwienie wymalowało się na mojej twarzy.
- Słucham?! - cała nasza czwórka zerknęła na niego.
- Wczoraj się dużo o was dowiedziałem! Nie oddam wam dziecka! - krzyczał i powoli zbliżał się w moją stronę. Popatrzyłam na Pezz i obie wybuchnęłyśmy śmiechem, nie odkładając córeczki do wózka ruszyłam w stronę głupiego mężczyzny ciągle się uśmiechając. 
Na jego twarzy malowało się zdziwienie za to nas cała sytuacja bawiła. Myślał że coś zdziała? Że pozwolę mu odebrać mi, nam Gemmę? Czy on był aż takim idiotą? Popatrzyłam w jego oczy, w moich oczach był ten dobrze znany wszystkim błysk. Nie pozwolę skrzywdzić mojej rodziny, a ta mała istota jak i wszyscy przyjaciele byli po prostu moją rodziną - Lou, El, Zayn, Pezz, Niall, Sophia a nawet Liam byli dla mnie po prostu rodziną o którą należało walczyć. 
Harry wziął ode mnie małą i położył ją do wózka, do którego lądowały ostatnie nasze rzeczy ja ciągle powoli zbliżałam się do lekarza, który powoli cofał się w tył. Jednak za sobą miał tylko ścianę, jego plecy już prawie jej dotykały a po chwili zaczęły na nią napierać tak jakby chciały przesunąć ją w tył, całym sobą pragnął by ściana nagle zniknęła. Jednak zamiast znikającej ściany poczuł mój ciepły oddech na szyi, jego ciało odrętwiało, mięśnie się napięły.
- Odbierz mi ją - zaśmiałam się mu prosto do ucha.
- J-j-ja-ja - jąkał się.
- No dalej spróbuj mi ją odebrać - syknęłam przez zęby jeszcze raz, z jego twarzy odpłynęła krew, nogi się pod nim ugięły - tak też myślałam, wiec nie wpierdalaj dupy w nie swoje sprawy i zajmij się innymi dzieciakami.
- N-ni-nie m-moż-żecie j-jej w-wziąć - jęknął cicho.
- Bo?! - syknęłam - Zabronisz mi zabrać własnej córki do domu?
- T-t-tak.
- Spróbuj - zaśmiałam się, za mną stanęła Perrie.
- Rose, nie warto. Nie może ci zabronić zabrać twojego dziecka do domu. A sprawy w sądzie przez takiego, przez takie coś nie warto mieć - zaśmiała mnie i odciągnęła a ja przyznałam jej rację. Przykryłam mają kocykiem i ruszyliśmy do wyjścia.
- Gdzie Theo?
- Z El w domu - powiedział Zayn otwierając przede mną drzwi - może my weźmiemy małą bo mamy już przymocowany fotelik w samochodzie - stwierdził a ja zgodziłam się kiwnięciem głowy podczas wkładania go do ich samochodu i zapinając fotelik. Perrie usiadła z przodu i odwróciła się w tył, posłała mi pokrzepiający uśmiech.
- Do zobaczenia za dziesięć minut w domu - pożegnałam się z przyjaciółką i wróciłam do samochodu Harry'ego, Zayn poczekał aż zamknę drzwi i dopiero odpalił silnik ruszając. Jadąc ulicami musieliśmy zabawnie wyglądać - dwa czarne Land Rovery z przyciemnianymi szybami, jadące niezbyt ostrożnie ale jednak ostrożnie. Zresztą zarówno Harry jak i Zayn byli świetnymi kierowcami więc nie musiałam się bać że coś się stanie. Gdy stanęliśmy na podjeździe z domu wybiegła El która zaczęła na mnie i Hazze wrzeszczeć za nieodbieranie telefonu i w ogóle wszystko. Uspokoiłam ją i weszliśmy do domu. Theo leżał w leżaczku w salonie a obok niego siedziała Sop, w kuchni krzątał się Liam przygotowując herbaty. Usiedliśmy na sofie, uprzednio umieszczając Gemmę w drugim leżaczku dla niemowlaków.
Rozmawialiśmy kilkadziesiąt minut nim zaczęły się awanturować maluchy, spokojnie obmówiliśmy plany na przyszły tydzień. Wszyscy też zaoferowali chęć pomocy przy dzieciakach, ale i tak byłam pewna że wszyscy z chęcią pomogą przy opiece nad nimi. Jedna z dziewczyn która pracowała u nas jako pomoc domowa przyniosła dwie butelki mleka, czasem dziwiło mnie jak rzadko je widujemy pomimo pełnego wymiaru pracy i tego że jest iż ach pięć. Jednak dom był ogromny a my staraliśmy się część rzeczy robić jednak samym, no chyba że nam się nie chciało lub byliśmy zajęci jakimiś obradami czy coś.
Harry wziął Gemmę a Liam zaczął karmić Theo, wyglądali tak słodko z niemowlakami na rękach.

___________________________
10 komów = NEXT
Mam nadzieję że rozdział się wam spodobał :P
Pozdrawiam z wypraw w poszukiwaniu weny xD Chyba wystarczy mi dobry dzień, jednak ciągle poszukuję spokoju i radości z pisania.
Mam nadzieję że się podoba i że będziecie wyczekiwać następnego.

czwartek, 28 sierpnia 2014

#1 Ice Bucket Challenge

Nie wierzę że to zrobiłam...
Chcecie jakieś inne wyzwania? Dawać, już i tak mam zrąbany mózg więc mogę coś zrobić.
Zapraszam do filmiku :)
Jednak nie zapominajmy o celach charytatywnych, zrobiłam to z myślą o tej akcji. O właściwej akcji a nie o swagu na jakim zależy 3/4 osobą robiącym ten challenge :P

https://www.youtube.com/watch?v=rFIDn1_aLoY

środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 57

No tak...
Mam ostatnio wrażenie że przestaje mieć siłę do prowadzenia tego bloga :(
Po prostu przytłacza mnie wiele spraw więc rozdziały mogą być gorsze.
Z drugiej strony nie mam też zbytniego pomysłu na razie na fabułę. Na prawdę się staram ale mam wrażenie że mi to nie wychodzi :(
Więc jeszcze raz przepraszam za poziom rozdziałów...
Kocham was i jesteście wielcy, choć strasznie spadł poziom wejść i komentarzy... Ale mniejsza o to <3 KOCHAM WAS, to dla was piszę *-*

Z dedykacją dla wszystkich czytelników - tych nowych i starych, tych stałych i nie tylko. 

_________________________________________________________________

***oczami Harry'ego***
Spokojny sen Rose sprawiał że czułem się szczęśliwy, ona spokojnie leżąca na moich kolanach i dzieciaki leżące spokojnie. Ostatni dzień w szpitalu, pomimo tego że oboje nienawidziliśmy tego miejsca spędzaliśmy tu całe dnie i noce od prawie dwóch miesięcy. Jutrzejszy dzień na szczęście ma być końcem, będziemy mogli w końcu zabrać córeczkę do domu, by już w spokoju móc zasypiać co noc. Nie budząc się ze strachem o jej życie i w pośpiechu jechać do szpitala. Kasztanowe włosy dziewczyny delikatnie opadały na jej twarz, moje kolana i posadzkę szpitalną na której siedzieliśmy, właściwie ja siedziałem a ona leżała na moich nogach.
- Harry - cichy głos zmusił mnie do popatrzenia w górę, był to Liam. Pogodził się z tym że to on jest ich biologicznym ojcem, obwiniał się za wszelkie zło jakie nas i je przez to spotkało jednak chciał być dla nich dobrym wujkiem.
- Co jest? - zapytałem, wracając wzrokiem do laptopa który leżał obok mnie.
- Powinieneś pojechać do biura.
- Co się dzieje?
- Kati została pobita - szepnął i usiadł po mojej prawej stronie.
- Ale Rose śpi.
- Zostanę z nią i wszystko jej wyjaśnię. Zrozumie.
Kiwnąłem tylko głową i delikatnie podniosłem dziewczynę a Liam wsunął się na moje miejsce by zastąpić moje ciało. Bezgłośnie się z nim pożegnałem i cmoknąłem dziewczynę w czoło, szybko zerknąłem na spokojnie śpiące maluszki.
Jak tylko wyszedłem ze szpitala poczułem na sobie zimne krople deszczu, po raz kolejny padało ale nie dziwiło mnie to, w końcu było to codziennością bardziej zdziwiło by mnie słońce. Szybko przemierzyłem parking, wsiadłem do suchego i ciepłego samochodu i włączyłem ulubioną piosenkę, odpaliłem silnik i spokojnie włączyłem się do ruchu. Po kilku minutach byłem na miejscu, blondynka siedziała na wielkiej czarnej sofie w moim lofcie.
- Kati? - powiedziałem zdziwiony widząc stan dziewczyny.
- Hej, nie musiałeś przyjeżdżać.
- Musiałem. Jesteś moją pracownicą. Co ci się stało?
- Nic takiego. No wiesz, impreza tych nadętych dupków - mówiła, zakładałem że opowiada o imprezie którą zorganizowałem w jednym z naszych klubów. Jak się okazało gdy wypili po kilka drinków zaczęli sie dostawiać do dziewczyn z obsługi, nie zaprzeczam zawsze zatrudnialiśmy tylko ładne dziewczyny co skutkowało tym że mieliśmy mnóstwo napalonych palantów ale nigdy wcześniej nie widziałem w tak okropnym stanie jednej z dziewczyn pracujących dla mnie.
- Który to?
- Filip się tym zajął, Liam świetnie sobie radzi jako twój zastępca. Nie musiał cię tu ściągać - zaśmiała się przy okazji krzywiąc z bólu.
- Wezwał lekarza?
- Tak powinien tu za chwile być.
Podczas czekania na lekarze, oczywiste jest to że wszyscy nasi pracownicy mieli zabezpieczenie i opłacone wszelkie składki po prostu wolałem mieć "swoich" lekarzy niż ufać szpitalom, załatwiłem kilka spraw na miejscu. Jak się okazało Kati nic strasznego nie dolegało, będzie miała kilka siniaków ale nic jej nie złamał. Szczerze powiedziawszy miał szczęście że tylko na tym się skończyło bo gdyby było coś więcej to on by z tego żywy nie wyszedł. To prestiżowy klub, do którego wejście słono kosztuje a on od tak po alkoholu bije moją pracownice.
Gdy załatwiłem wszystkie sprawy papierkowe z Kati i dałem jej urlop do końca tygodnia, poszedłem do kuchni zrobić sobie herbatę, z kubkiem w ręce wróciłem na czarną kanapę na której nie tak dawno siedziała dziewczyna i zacząłem pracować. Po kilku godzinach usłyszałam trzask drzwi co sprawiło że podniosłem głowę znad laptopa.
- Hej - po raz pierwszy od dawna usłyszałem jej wesoły głos.
- Rose? - nie kryłem zdziwienia, ono się wręcz malowało na mojej twarzy.
- Przeszkadzam? Jeśli tak to wyjdę - powiedziała siadając na oparciu sofy.
- Nie skąd kochanie, po prostu byłaś w szpitalu. Od jakichś dwóch miesięcy nie dało się ciebie stamtąd wyciągnąć.
- No... Tak - powiedziała ześlizgując się na siedzenie i opierając o mnie - ale Gemme jutro wypisują więc nie ma sensu bym tam dalej siedziała. Poza tym jest już ósma i trochę zgłodniałam.
- Gemmę? - czyżby w końcu wybrała imię dla dziewczynki.
- No... Trochę gadałam z Liam'em, Eli i Soph i pomyślałam że jeśli nie będziesz miał nic przeciwko to nazwiemy ją Gemma.
- Oczywiście że nie mam nic przeciwko. To bardzo ładne imię - uśmiechnąłem się i cmoknąłem ją w nos, chwyciłem kubek ale gdy próbowałem się napić uświadomiłem sobie że nie ma już w nim nic.
- Pracuj dalej ja zrobię szybko coś do jedzenia a potem pojedziemy do domu, bo jak widzę masz jeszcze trochę pracy - zaśmiała się widząc stertę papierów wokół mnie.
- Ja tu chyba dziś na noc zostanę, musze z tym zrobić porządek przed końcem miesiąca.
- To ja też zostanę. Pomogę ci - powiedziała i zniknęła za kolumną oddzielającą salon w którym zawzięcie pracowałem od kilku godzin nad wszelkiego rodzaju fakturami, dokumentami i wszystkim z czym wiązały się moje działalności od aneksu kuchennego. Po pół godzinie wróciła z różnego rodzaju sushi i sosami do niego jak sądziłem nie przyrządziła tego sama, bo choć była świetną kucharką lodówka która tam stałą na pewno nie miała tylu składników. Usiadła na przeciw mnie, przed ogromnym stołem, na wielkiej poduszce która zastępowała puf, i raz za czas zajadając przysmaki pomogła mi robić porządek w dokumentach.
Gdy skończyliśmy zaczynało już świtać.

________________________________________
10 komów = NEXT
Mam nadzieję że się wam podoba :P
Ciekawi jak będą się toczyć ich losy z dwójką dzieci?

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 56

***oczami Harry'ego***

Nawet nie wiem kiedy minęły te cztery tygodnie, całe dnie spędzaliśmy w szpitalu Rose z trudem godziła się byśmy wracali na noc do domu jednak opuszczaliśmy szpital jak najpóźniej i byliśmy tam jak najwcześniej. Jej serce biło teraz dla małej dziewczynki, czasem przyjeżdżała z nami Pezz lub Eleanor, tak jak dziś wtedy to któraś z nich siedziała z Rose a ja spokojnie mogłem porozmawiać z lekarzem lub zajechać po coś do jedzenia. Po woli wracałem też do pracy, choć było to czasem tylko dziesięć minut dziennie to jednak mogłem być spokojny o to co się dzieje.
- H-Harry? -usłyszałem szept i poczułem rękę na ramieniu, była to mama Rose, przychodziła czasem do szpitala i patrzyła zza szyby na córkę i wnuczkę. Aktualnie Rose siedziała tyłem do niej i karmiła małą z butelki. Pomimo tego że miało to być tylko kilka dni okazało się że nie można zabrać małej do domu. Theo nocował już z nami u siebie w łóżeczku, jednak każdy jego najmniejszy szloch budził nie tylko mnie i Rose ale też innych domowników, co było spowodowane umieszczeniem kilkunastu elektronicznych niań w kilku pomieszczeniach w domu. Wszyscy pokochali dwa małe cuda, Liam trzymał się na dystans był ich ojcem i wiedział że Rose nie potrafi tak po prostu zapomnieć o tym że to nie ja jestem ich biologicznym tatą. Ja o dziwo nie miałem mu za złe tego wszystkiego, początkowo myślałem że mu nie wybaczę jednak to się zmieniło. Teraz była tylko odrobina żalu.
- Tak? - odpowiedziałem patrząc kobiecie w oczy.
- Jak się czuje mała? I Rose?
- Coraz lepiej... - nie umiałem rozmawiać z kimś kto opuścił moją ukochaną na tyle lat, jednak ja byłem jedyną osobą która mogła jej powiedzieć co się dzieje z Rose. Ta unikała jej nawet gdy była czasami na spotkaniach. Tylko raz zobaczyła ją w szpitalu, skończyło się to awanturą - krzykami i wyzwiskami lecącymi w stronę bezbronnej kobiety przytłoczonej agresją swojej własnej córki.
- Mógłbyś ją poprosić o...
- Nie, nie będę jej o nic w twoim imieniu prosił - nigdy nie zwracałem się do niej przez per "pani" jednak tylko raz popełniła błąd zwracając mi uwagę lecz gdy moja dłoń powędrowała do jej policzka, zaczęła mnie przepraszać i mówić że to tylko z przyzwyczajenia.
- Ale... - popatrzyłem na nią, w oczach miała wielki ból jednak to nie wywołało u mnie żadnego skrajnego uczucia.
- Nie.
- Harry, nooo... Proo...
- Powiedziałem nie! I nie mam zamiaru powtarzać tego po raz czwarty - posłałem jej gniewny wzrok i bez skrupułów wróciłem do rozmowy którą prowadziłem jeszcze chwilę temu przez telefon. Jej dłoń po chwili ponownie pojawiła się na moim ramieniu.
- Harry ja chce odzyskać córkę - powiedziała gdy zwróciłem na nią uwagę.
- To proszę porozmawiać z nią nie ze mną. Cholera. Ty spieprzyłaś nie ja! Ty ją zostawiłaś! Nie będzie dobrze! Już nigdy nie będzie jak wcześniej.
- Może...
- Tam są drzwi do oddziału. Wejdź! Spróbuj! Ale nie ręczę za jej zachowanie. Jeśli teraz nie wybuchnie to zawsze może potem - fuknąłem w jej stronę i przeprosiłem rozmówcę za ponowne przerwanie.

***oczami Eleanor***
Rose karmiła małą a ja bawiłam się z Theo jakimś pluszakiem, oboje mieli już cztery miesiące jednak on był o wiele większy i silniejszy. Potrafił się śmiać i reagował na zabawy z nim, mała natomiast tępo patrzyła w ludzi którzy koło niej byli. Czasem reagowała cichym śmiechem gdy się ją łaskotało jednak i tak było to już o wiele więcej niż gdy po raz pierwszy zobaczyłam ją pierwszym razem, leżącą cicho i jakby bez życia. Nawet nie płakała, teraz potrafiła płakać gdy coś jej nie pasowało - gdy była głodna, pragnęła uwagi lub po prostu należało jej zmienić pieluszkę.
- Rose nie jesteś zmęczona?
- Nie El, już o to pytałaś. Jest okej, znaczy w miarę okej bo racja trochę mało sypiam.
- Bo jeśli...
- Wiem mówiłaś - zaśmiała się, ostatnio co raz częściej mogliśmy słyszeć jej śmiech co było dobrym znakiem.
Znów wróciła uwagą do małej a ja wzięłam Theo na ręce i zaczęłam go usypiać.W tym momencie zobaczyłam jej matkę wchodzącą do pomieszczenia, na szczęście brunetka jej nie zauważyła była zbyt pochłonięta córką. Więc ja posłałam kobiecie piorunujące spojrzenie, trochę ją to zdziwiło ale się nie wycofała, moje mięśnie się spięły.
- El w prządku? - zielone oczy spojrzały na mnie spod małego ciałka jej ukochanej córeczki.
- Tak czemu pytasz?
- Pieluszka ci spadła - znowu się zaśmiała, dziś to chyba pobiła rekord ostatniego miesiąca. Na samą myśl o mojej wracającej do życia przyjaciółce sama się uśmiechnęłam. Położyłam Theo do wózka i przykryłam kocykiem, pieluszka już wisiała na rączce wózka.
- Zaraz wracam, muszę do toalety - poinformowałam ją i ruszyłam do drzwi, pociągnęłam za sobą intruza. 
- Czego tu chcesz? - chyba nikt z nas nie zwracał się do tej kobiety przez pani, nie było to spowodowane jej przynależnością do nas, raczej naszą odrazą którą do niej pałaliśmy.
- Porozmawiać z córką - jej głos był nieśmiały, zazwyczaj czuła się przy nas nieswojo. Wiedziała że już nie jest jedną z nas.
- Ale córka nie chce rozmawiać - warknęłam.
- Skąd możesz to wiedzieć? Nie pozwoliłaś mi tam nawet wejść.
- Bo to mogło by się skończyć krzykami a tam śpią dzieci.
- To moja córka.
- Córką może i twoją jest, ale ty dla niej jesteś kimś obcym. Kimś kto ją zostawił. Opuścił gdy potrzebowała pomocy.
- Nic nie wiesz.
- Może i nie wiem, jednak wiem że to moja przyjaciółka i że nie chce mieć z tobą wiele wspólnego.
-Nie wiesz tego.
- Wiem, powtarza to bardzo często. Więc weź wyjdź!
- Nie!
- To usiądź na dupie i nie pokazuj się jej na oczy! - krzyknęłam i weszłam z powrotem na sale, biorąc kilka głębokich wdechów dla uspokojenia.

________________________________
Widzę że nie lubicie zostawiać po sobie śladów :C
To przykre bo one dają motywację a jej teraz potrzebuję najbardziej na świecie.
Motywacji i świadomości że ktoś jednak ze mną jest. Że ktoś nie wolałby bym po prostu zniknęła :(