poniedziałek, 31 marca 2014

Rozdział 24



Coś na szybko dla was kochani... Miłego czytania... :**
____________________________________
***Rose***
- Dlaczego życie jest takie pojebane? – szepnęłam.
- Nie wiem kochanie, ale wiem że nie chce cię stracić.
- Hazz, ja nie o tym. Ja mówię o tym że obiecałam sobie nie dać się wciagnąć w to gówno – pokazałam mu rękę z tatuażem – a jednak sama, z własnej woli wróciłam do tego przeklętego miasta, sama płakałam po nocach by Rob w końcu mnie znalazł... A potem ty, teraz jestem szczęśliwa i nieszczęśliwa zarazem.
- Rose...
-No co?! Mówię prawdę. Uciekałam przez pięć lat po to by się tu znaleźć spowrotem. Jestem szczęśliwa bo mam ciebie, dziewczyny i chłopaków. Wiem że mi pomożecie. Ale jestem nieszczęśliwa bo znowu weszłam w to bagno i już z niego nie wyjdę – po policzku pociekły mi pojedyncze łzy.
- Wcześniej ci się udało...
- Jeśli odejdę to ty odejdziesz ze mną? – nie wierzyłam w to, wiedziałam że tak nie będzie...
- Ja... Rose...
- No właśnie Hazz, datego nie odejdę. Nie bez ciebie. A ty nigdy tego nie zostawisz, więc będę w tym tkwiła.
- Rose...
- Hazz, ja nie rządam byś odszedł. Kocham Cię, dlatego tu z tobą zostanę. Nie jest tak źle, po prostu skrzywdziłam tak wielu ludzi.
- Rose...
- Hazz, myślisz że jetem święta? Miałam 14 lat jak należałam do gnagu, zabijałam ludzi! Bali się mnie... Miałam 16 lat a miałam na koncie więcej trupów niż Greg czy Michael – wymieniłam dwuch facetów, którzy wiedziałam że jeszcze są, że żyją a Hazz się wzdrygnął – rozumiesz?! Oni zabijali całe życie a ja 2 lata! Harry byłam potworem.
- Rose, nie byłaś potworem.
- Byłam, zawsze zostanę. Zabiła...
- Rose, każdy z nas tu kogoś zabił.
- Zabiłam własną kuzynkę.
- Rose...
- Nie przerywaj mi, proszę... Nie zabiłam jej sama, widziałam jak umiera i jej nie pomogłam. To było po śmierci mamy, nie umiałam jej pomóc... Znaczy, umiałam ale nie byłam w stanie się ruszyć. Stałam i patrzyłam jak się wyrwawia – zaczęłam płakać.
***Harry***
- Ona... Ona tam leżała i umierała a ja, ja nie umiałam nic zrobić – mocno przytuliłem Rose, wiedziałem że przerywanie jej nie ma sensu – patrzyłam na nią a ona... Ona umarła. I nawet gdy umarła to ja nie zadzwoniłam na pogotowie tylko upadłam i płakałam. Znalazła mnie ciocia Tina, to ona wezwała pogotowie. Ale jej nie uratowali bo była martwa, bo ja jej pozwoliłam. Potem już wiecej się nie pokaałam w domu, wzięłam pieniadze i wyjechałam. Przez ten czas pomagałąm ludziom... A potem wróciłam i wszystko było nie tak. Wujek Rob zaczął zabijać częściej a ciocia Tina nie miała nad niczym kontroli. Więc wynajęłam mieszkanie i znalazłam pracę, ale ty mnie naszedłeś w tej uliczce. Zakochałam się wtedy w tobie, gdy się zacząłeś do mnie dobierać nie miałam siły by ci walnąć. Potem mnie zamnknęłeś. A gdy uciekłam coś kazało mi iść do tego domu. Pobiłeś mnie a ja cię kochałam bardziej... Reszta.
- Rose...
- Nienawidzisz mnie?
- Kochanie, dlacego tak uważasz?
- Bo...
- Mówiłem że nie jesteś potworem. Kocham cię i zawsze będę kochał. Zawsze – szepnąłem i złączyłem nasze usta.
- Ja ciebie też kocham –oddała mi pocałunek, leżeliśmy tak i całowaliśmy się aż do pokoju nie weszła Sop.
- Hej zakochani, Rose musimy skończyć plan. A ciebie Hazz Zayn potrzebuje – rzuciła w nas poduszką.
Niechetnie wypuściłem Rose ze swoich objęć i pozwoliłem jej się ubrać. Wybrała śliczną i bardzo krótką spukienkę, czarno-brzoskwiniową i czarne szpilki a do tego czarna skórzną kurtkę (http://i.pinger.pl/pgr131/3ae4f7db002192b14f1f77c9/zestaw%204%20(1).jpg) Nachyliła się nad łóżkiem by mnie pocałować a ja miałem ochotę ją tam wciągnąć i pozbawić tych ubrań...
***Rose***
Zamknęłyśmy się z dziewczynami (Eli, Sop, Pezz, Dani, Mirandą, Bellą) u mnie, kiedyś u Sop w gabinecie.
- Miranda, Bella to jest Rose. Wasza i nasza nowa szefowa – zaśmiała się Sop.
- H-hey – wyjąkały – ta Rose? – szepnęła Bella do Mir.
- Tak ta – odpowiedziałam na niezadanie pytanie – wy mi nie jesteście potrzebne – wskazałam im drzwi.
- A-ale... – próbowały protestować ale ja tylko wskazałam drzwi i wyszły.
Pochyliłyśmy się z dziewczynami nad stołem i zaczęłyśmy dogadywać plany akcji... Miało iść 11 dziewczyn, nie wiem po co aż tyle ale nie protestowałam.
Trzy z nich miały obstawić tył, 2 miały pilnować z daleka... Kolejne dwie miały zostać przed drzwiami a cztery dziewczyny miały wejść do budy Josh’a.
- W takim razie będzie dobrze. Zgadzasz się na wszystko?
- Yyyy... Raczej tak, choć uważam że was za dużo. Ale okej – moje myśli krążyły raczej obok nagiego ciała Hazzy, zastanawiałam się czy dalej leży w łóżku.
- No to dobra, jutro idziemy... Już druga popołudniu. Ja uciekam mam sprawę do załatwienia – szepnęła Pezz cmokajac nas w policzek.
- Pa – krzyknęłyśmy za nią.
- Ja też uciekam, może...
- Złapiesz Hazze w łóżku? – zaśmiały się...
- No, może – posłałam im szeroki uśmiech i wyszłam.
Nie myliłam się Hazz leżał w łóżku, co prawda ubrany ale leżał.
- Co tam? – zapytałam kładąc się obok niego a on objął mnie ramieniem.
- Yymmm.... Niewiele się zmieniło przez te trzy godziny, no może to że bardziej cie pragnę – przygryzł mój płatek ucha a ja usiadłam na nim okrakiem...
- Ja ciebie też – szepnęłam łącząc nasze usta i jeżdżąc palcem po jego klatce piersiowej.
Pozbawiłam go koszulki i zaczęłam całować jego ciało. Delikatne pocałunki pozostawione przez moją malinową szminkę na jego aksamitnym ciele. Hazz zdjął moją sukienkę sprawiając że zostałam w samej bieliźnie... Ja jednak nie dałam mu się latwo i jeździłam po nim palcem schodząc coraz niżej...

Okey, ten rozdział jest... Chcecie nastpępny?
Jakieś komy może?
PS. Polecajcie ten blog bo coraz mniej was wchodzi :(

niedziela, 30 marca 2014

Rozdział 23



Nim wysłucham że tak nie było w życiu Hazzy - to FANFICTION a ja mam nadzbyt wybujałą wyobraźnię i lubię komplikować. Poza tym tak jest zabawniej... buhahahahahah zła ja <3
Mam jednak nadzieję że się wam spodoba
 __________________________________________
- Rose, Rose – szepnąłem uchylając drzwi.
- Czego chcesz? – warknęła dziewczyna ocierając łzy i obracajac się w moja stronę na ułamek sekundy.
- Płaczesz? – usiadłem na brzegu łóżka, miałem zapytać  czy mogę wejść. Jednak gdy zobaczyłem jej łzy zmeiniłem zdanie. Kocham ją, ją a nie dzieci Liama. Pragne jej, pragnę jej szczęścia. A te dzieciaki wychowam z nia bo chce jej szczęścia.
- Tak, nie można?
- Rose, ja wiem że to jest ciężkie... Ale, proszę wybacz mi. Nie chce cię skrzywdzić. Chce twojego szczęścia, tylko ono się liczy – otarłem łzę na jej policzku.
- Dlaczego?
- Co dlaczego? – zapytałem, nie rozumiejąc.
- Dlaczego taki jesteś...?
- Ale jaki kochanie?
- Dlaczego jednego dnia jesteś słodki i kochany a następnego mnie bijesz?
- Ja... – nie wiem, co mam jej powiedzieć? Mam jej opowiedzieć historię swojego życia? Może tak będzie najłatwiej.
- Ty...? – dopytywała.
- Co mam ci powiedzieć?! Że ojciec mnie bił!? Że matka nie miała na nic pieniędzy i żeby jej pomóc taki facet zabierał mnie i pozwalał gwałcić?! A ona o tym nic nie wiedziała!? Że żeby pomóc siostrze zacząłem napadać!? Że oni ciagle myśleli że jestem grzeczny, ze pracuję w piekarni! Pff... Nigdy bym tam tyle nie zarobił – po policzku pociekły mi łzy, po raz pierwszy powiedziałem komuś o moim potwornym życiu.
- CO?! – wyraz jej twarzy, ona miała w porównaniu do mnie cudowne życie.
- Rosee... Ja...
- Hazz, proszę – usiadła obok mnie na łóżku. Po chwili leżała głową na moich kolanach a ja głaskałem jej włosy.
- Moja mama bardzo mnie kochała, myślała ze przcuję w piekarni. Na początku tak było, pracowałem tam. Jednak to były małe pieniądze, kiedyś ktoś mi zaproponował sex za pieniądze. Chciałem pomóc mamie więc się zgodziłem no i się zaczęło. Dużo zarabiałem ale coradz bardziej się nienawidziłem. Doszło do tego że zacząłem bić inne osoby by odreagować. Teraz gdy jestem zły wpadam w taki amok i biję na oślep... Ja tak nie chcę żyć, chce żyć z tobą – płakałem, tylko przy Rose potrafiłem pozwolić płynąć łzą.
- Hazz... Ja...
- Rose, nikt o tym nie wie. Nikt, nawet mama. Proszę wybacz mi ja cię nie chce stracić. Chce być twoim mężem. Jeśli mi pozwolisz chce z tobą wychować twoje dzieci...
- Harry, ja...
- Co Rose?
- Zastanawiałam się nad oddaniem ich do adopcji – szepnęła cicho a ja nie wiedziałem czy się cieszyć czy smucić.
- Jesteś pewna?
- Tak kochanie – pocałowała mnie – ja... Nie wiem czy będę potrafiła kochać te dzieci, one mi będą przypominały o...
- Ciii – szepnęłem jej na ucho i pocałowałem w czubek głosy.
- Nie jesteś zły?
- Rose, rozumiem cię. Popieram twoją decyzję, ale proszę... Uważaj na siebie w ciąży.
- Mogę zaplanować tą akcje z dziewczynami? Ja nie chce na nią iść, obiecałam leżeć więc przeleżę jeszcze te dwa tygodnie...
- D-dobra – poddałem się – a mogę tu spać?
- Przecież wiem że i tak tu spałeś ostatnio – zaśmiała się...
- Skąd?!
- Było trzeba uciekać wcześniej, Hazz ja śpię spokojnie tylko gdy tu jesteś.
- K-k-kocham cię – pocałowałem ją namiętnie.
- Ja ciebie też – szepnęła i oparła się o mnie zamykając oczy. Już po kilku sekundach oboje spaliśmy.
***Rose***
W końcu mogłam go mocno przyutulić i nie puszczać przez całą noc, nie uciekł nad ranem. Gdy się przebudziłam o piątej nad ranem siedział i czytał książkę jedna ręką ciągle przytulając mnie. Postawnowiłam mu nie mówić że wstałam.
Wtuliłam głowę w jego klatkę bardziej i słuchałam spokojnego bicia jego serduszka, wchłaniałam jego zapach tak jakby za kilka minut miał się skończyć a ja miałam wylądować na głodzie. Tak, Harry Styles był moim uzależnieniem, był dla mnie jak marihuana jak kokaina czy jak heroina... Był jak alkohol dla alkoholika i tytoń dla palacza... Był jak leki dla lekoholika.... Był moim wszystkim.
- Dzień dobry książniczko – niespodziewanie pocałował mnie w czubek głowy.
- Skąd wiesz że nie śpię?
- Wiem o tobie wszystko, zauważam zmiany w ludziach jak nikt inny. No we wszystkich tylko nie w sobie – zasmucił się.
- Ja je widzę w tobie. Trzy dni temu w nocy, gdy po raz pierwszy przyszłeś tu ukradkiem byłeś spięty że się obudzę... Dwa dni temu spałeś ale niespokojnie... Wczoraj w końcu się wyluzowałeś. Za to nie widzę zmian w sobie, znaczy... Teraz ta zmaiana była taka duża że ją zauwarzyłam ale wcześniej nie umiałam – szepnęłam i przykryłam się bardziej kołdrą.
- Chcesz śniadanie? – zapytał po jakimś czasie Hazz.
- Nieee! – zaprotestowałam, byłam głodna jednak wolałam leżeć tak z Harrym do południa.
- Słyszę że jesteś głodna – zachichotał.
- Tak, ale wole tak z tobą leżeć.
- To przyniosę jakieś kanapki tylko, i sok.... Będziemy sobie leżeć do popołudnia – zaśmiał się i zniknął za drzwiami. Po pięciu minutach wrócił z tacą jedzenia.
- Mamy sok pomarańczowy, winogrona, truskawki, kanapki robione przez Pezz, trochę twarożka, tutaj masz jakieś dobre ciasteczka zbożowe od Sop a tu masz coś od Eli – wskazywał pokolei miseczki i talerzyki po czym usiadł na wcześniejszym miejscu i mnie przytulił.

___________________________________________________
Dziękuję za komentarze i za nowego obserwującego <3
Jednak... Smutam bo coraz mniej tych komentarzy, wiecie jak ogromną motywacją one są? Ja dla was piszę a skoro wy wracacie to się podoba, to proszę w takim razie. SKOMENTUJCIE...
Kocham was myszki, przepraszam że tak długo czekaliście :(

wtorek, 25 marca 2014

Rozdział 22



***Harry***
Obudziłem się w środku nocy, Rose spała tak spokojnie jej rytmiczny oddech sprawił że stałem się spokojniejszy. Od kiedy się pokłóciliśmy nie odzywała się do mnie, jednak ja nie potrafię już zasnąć bez niej a jak śpię już bez niej to ciągle śnią mi się koszmary.
- Tak bardzo Cię kocham... Proszę wybacz mi – szepnęłem jej na ucho i delikatnie pocałowałem. Leżałem tak jeszcze przez kilka godzin, nie mogłem znasnąć. W końcu gdy zza oknem było widać przebłyski świateł a zegar wskazywał piątą czterdzieści rano delikatnie wstałem z łóżka i na palcach wyszedłem z sypialni.
Eli, Sop i Pezz o czymś zaciekle dyskutowały w salonie, dziwne że już nia spały. Gdy mijałem sypialnię Lou ten słodko chrapał. Zayn natomiast pracował przy komputerze.
- Siema stary – powiedziałem i rzuciełem się mu na łóżko.
- Hej, Harry ona w końcu cię na tym spaniu u niej przyłapie – zaśmiał się mulat obracając w moją stronę – i zrobi ci piekło... Chociaż wiesz co, chćetnie to zobaczę.
Rzuciłem w niego poduszką, on ją jednak złapał i odrzucił w moją stronę.
- Mówię poważnie to niebezpieczna zabawa – dodał znów wracając do przerwanego zadania.
- Co robimy z Joshem? – zapytał zaspany Lou wchodząc o ósmej do mojego gabinetu.
- Nie wiem... To się musi skończyć, ale wojna z nim? On właściwie nam nie szkodzi – zastanawiałem się co by zrobili moi rodzice oni byli prawnikami a syn, jedyny syn wyrósł im na bandytę. Moja siostra uciekła z domu w wieku siedemnastu lat, wiem że teraz jest prawnikiem i pracuje w firmie ojca ale jednak ich syn nie.
- A więc?
- Nie wiem Lou, daj mi dzień, dwa na zastanowienie się. Gdzie Niall?
- Pojechał z Rob’em...
Lou wyszedł a ja zacząłem wspominać swoją rodzinę. Gemma, moja starsza siostra przez całe życie sprawiała rodzicą problemy a gdy już dorosła to wróciła z podkulonym ogonkiem, skończyła dobrą szkołę prawniczą i teraz razem z ojczymem buliła pieniądze od ludzi... Mama od zawsze zajmowała się domem i nigdy nie pracowała zawodowo.
- Harry? – nagle w drzwiach stanęła Rose.
- Tak kochanie...?
- Nie mów tak do mnie, muszę jechać dziś na badania. Mogę?
- Tak, chciałbym jechać z tobą –nie wiem czy to było pytanie czy stwierdzenia. Ona tylko stęknęła i powiedziała że mam być gotowy za pół godziny.
Tak jak prosiła, po pół godzinie stałem i czekałem na nią przed drzwiami wejściowymi. Ona zeszła do mnie po kilku minutach, wyglądała ślicznie miała na sobie niebieskie rurki, białą bluzeczkę i pomarańczową marynarę a do tego kremowe botki na obcasie i wzorzystą apaszkę. (http://static.faslook.com/cache/a2/f1/a2f14bd70e3e0bb4ba4923fc3387a423.jpg)
- Ślicznie wyglądasz – szepnęłem.
- Yhym – odpowiedziała, postanowiłem ciągle czekać i pokazać jej że się zmieniłem.
Po pół godzinie siedzieliśmy na krzesłach przed gabinetem jej lekarza.
- Mógłbym z tobą wejść?
- A musisz? – zapytała.
- Bardzo bym chciał.
- Dobra – odpóściła sobie.Gdy przyszła jej kolej wszedłem z nią. Usiedliśmy przed biórkiem, lekarka zrobiła szybki wywiad po czym poprosiła Rose by przeszła do badania.
Po kilku minutach zobaczyłem obraz na monitorze. Zanim wyszliśmy dostaliśmy pierwsze pamiątkowe zdjęcie naszego dzidziusia. (http://dzieci.school-meanings-values.org/files/2010/08/usg0003_big.jpg)
- Boshe, Rose to takie pięknę. Będę ojcem.
- Yhym, jedźmy do domu – odpowiedziała.
Przez resztę drogi ani dnia się do mnie nie odzywała.


_____________________________________________________________
Hej, wiem że nie jest on za długi ale jednak jakiś jest. Nie dam rady dłuższego bo mam jutro, do piątku przywalone nauki. Ale codziennie postram sie wam wrzucić coś krótkiego. Może Jaga też coś w międzyczasie napisze :***
Jednocześnie zapraszam was na samodzielnego bloga Jagi : http://dirtyangell.blogspot.com/
______________________________________________________________
To teraz, co... Kolejny rozdział za 7 komentarzy?
Dacie radę?

poniedziałek, 24 marca 2014

Rozdizał 21



 ***Harry***
Nie chciałem jej przestraszyć, nie chce by sie mnie bała. Chcę by było dobrze, ja ja tak bardzo kocham. Tak bardzo się O NIĄ boję, dzieciaki tak owszem, teraz chce by przeżyły i by były z nami ale to bez Rose nie przeżyję. To ona jest moim powietrzem, powoduje uśmiech na mojej twarzy i sprawia że chce by świat stał się lepszy.
- Tak bardzo cię kocham, tak bardzo się o Ciebie boję – szepnęłem do śpiącej Rose... Po jej policzku ciągle płynęły łzy, otarłem je delikatnie. Tak by nie obudzić swojej książniczki.
- Możesz mnie nienawidzić całym sercem y wyrzekać się tego co między nami jest ale... Ja i tak wiem że mnie kochasz, chce się zmeinić. Ale tylko dla ciebie... Potrzebuję cię Rose – szepnąłem w jej włosy i położyłem się obok niej.
*** Rose***
Nie spałam gdy po cichu wszedł do pokoju, nie spałam gdy szeptał mi jak bardzo mnie kocha. Nie mogłam zasnąć bo czegoś mi brakowało, ale gdy położył się obok mnie i objął mnie ramieniem od razu poczułam że jest teraz idealnie i że mogę zasnać bo on był blisko. Ma rację, mogę mówić sobie, jemu i innym że go nienawidzę ale tak na prawdę zawsze będę go kochać... Nie umiem bez niego żyć. On jest moim powietrzem, moim sensem... Chce się zmienić? Ale ja wiem że takie zmiany nie mają sensu. Teraz mu nie pozwolę, czy mnie uderzy? Nie wiem, ale wiem że teraz nie odejdę bo chce być z nim. To on sprawia że życie ma sens, że na mojej twarzy jest uśmiech.
- Też cię kocham – szepnęłam wtulona w jego klatkę piersiową, po czym zasnęłam.
Gdy się obudziłam Harry już nie spał, próbował się ukradkiem wymknąć z pokoju. Pozwoliłam mu, ale nie wiem czemu. Pragnęłam by był przy mnie, by mnie przytulił i powiedział „Kocham cię”
- Cześć Harry –szepnęłam do już zamkniętych drzwi, usłyszałam jak przekręca klucz. Chwyciłam się za brzuch po czym wzięłam książkę leżącą na szfce... Po kilku godzinach przyszła do mnie Sop z dziewczyną Louisa El...
- Hej – uśmiechnęła się i usiadła w fotelu - Jak się czujesz?
- Jak więzień – zaśmiałam się odopwiadając na pytanie Sop – El siadaj gdzie chcesz. Sophia skoro tu jesteś to musisz mi pomóc.
- Tak – zaciekawiła się dziewczyna.
- Akcja na kieszonkowców, poprowadzisz ją? Ja nie mogę.
- Ale...
- Co? – zapytałam zdziwiona.
- Bo to jest tak ze Harry zbiera chłopaków, chcieli na nich iść za to co się przytrafiła Paulowi.
- Nie chce by była krew, nie ma sensu. Za mała jest ich szkodliwość, a oni zrobią tak zę ktoś zginie – zaśmiałam się raze z dziewczynami, wcale mną nie wstrząsnęło może wraca stara Rose? Tylko czy ja ją znowu chce? Czy inni się do niej przyzwyczają?
- Więc co robimy? – El włączyła się do rozmowy siadając na łóżku.
- Myślałam o czymś takim – straściłam dziewczyną plan, rysując i pisząc kilka rzeczy na kartce. Plan był prosty...
11 dziewczyn. Kilka minut rozmowy. Zero bójki. Zero krwi.
Dziewczyny miały iść w ich ulubione miejsce i poczekać aż oni przyjdą... Otoczyć ich a Sop miała porozmawiać z Josh’em a w ostateczności mu zagrozić. Dać ultimatum i kilka dni na namysł. W tym czasie byśmy ich obserwowali. Gdyby jednak dalej napadali na dzieciaki to wtedy byśmy zareagowały.
- Co wy na to? – zapytałam po objaśnieniu wszystkiego.
- Świetne i banalne – Pezz którą właśnie zauwarzyłam zaklaskała i przysiadła się obok mnie – co czytasz? – wzięła książkę i zaczęła ją przeglądać.

- Nie wiem, jakąś książkę –zaśmiałam się do niej – to co Sop, poprowadzisz akcję? – jasne dla ciebie wszysstko...
Na kolację zeszłam do jadalni, Harry siedział obok mnie. Jednak nie rozmawialiśmy ze sobą... Z tego co podsłyszałam to on gotował.
- Posprzątam – powiedziałam gdy przy stole siedziałam już tylko ja, on i Niall. Oczywiście blondynek uciekł bo sprzątać nie znosił.
- Nie, ja posprzątam – Harry zaczął zbierać rzeczy.
- Powiedziałam że ja. Muszę coś robić – powiedziałam i poszłam z talerzami do kuchni. Włożyłam je do zmywarki.
- Jesteś uparta – jęknął Styles wchodząc do kuchni, ja miałam już wychodzić.
- Co chcesz? – pomimo że słyszałam jego słowa, po tym jak uciekł nie chciałam z nim rozmawiać.
- Mam też dziś spać w salonie?
- Tak, albo na podłodze. Chyba że ja mam...
- Nie, śpij w łóżku – powiedział i cmoknłą mnie w policzek po czym wyszedł.
Położyłam się do łóżka była jedenasta w nocy, nie zasnęłam. Leżałam z zamkniętymi oczami. Harry znów przyszedł do sypialni.
- Kocham Cię, przepraszam za wszystko – szepnął, pocałował mnie w głowę i położył się obok. Znów zasnęliśmy wtuleni w siebie.

___________________________________________________________________________
Przepraszam że nie wstawiłyśmy go wczoraj i że jest tak późno... Ale jakoś sobie zawaliłam angielski i się uczyłam no i mam jutro sprawdzian z histori... Następny rozdział wrzucimy za 5 komentarzy, bo coś się wam komentować nie chce :(

niedziela, 23 marca 2014

Rozdział 20




Przepraszam, że dodajemy dopiero teraz, ale byłam w szpitalu i nie miałam jak ;c

Mam nadzieję, że wybaczycie <3







***Harry ***




Rose siedziała na kanapie otulona kocem. Ja usiadłem po jej prawej stronie a ona leżała głową na moich kolanach. Sop siedziała z jej drugiej strony a Rose miała na niej swoje nogi.

- Wiecie co? – do pokoju wbiegła Pezz – Rose! – krzyknęła na widok brunetki.

- Ciii... Daj jej odpocząć – skarciłem ją.

- Nie śpię – zaśmiała się podnosząc głowę – co się dzieje Pezz?

- No bo wiecie ten Josh, ten co ma kilku chłopaków i razem napadają na te dzieciaczki – jej wypowiedź była nieskładniowa ale jednak wszyscy wiedzieliśmy o kogo chodzi – no właśnie to oni pobili Paula – w tym momencie do domu wszedł Paul, z ręką w bandażach i kilkoma zadrapaniami na twarzy.

- Nic ci nie jest? – Rose usiadła, chciała wstać ale jej nie pozwoliłem.

- Nic mi nie będzie, nie martw się... Nie powinnaś się teraz denerwować.

- Czy już wszyscy wiedzą?! – jęknęła i wyszła z pokoju. Znalazłem ją w sypialni, leżała na łóżku i czytała książkę przy małej lampce.

- Co się dzieje?

- Nic, po prostu nie sądziłam że wszyscy będą wiedzieć... Nie powiedziałeś mi że wiedzą.

- Wiedzą że jesteś w ciąży ale nikt nie wie że nie ze mną, no poza Liam’em, Pezz, Sop i Zayn’em któremu wygadała się różowa – usiadłem na brzegu łóżka i popatrzyłem na nią.




*** Rose ***




Siedziałam na łóżku i czytałam książkę, Harry siedział obok mnie bacznie obserwując każdy mój najmniejszy ruch. Ja pomimo wzroku wędrującego po kartce nie umiałam się skupić na czytanym tekście ciągle myślałam o tych kieszonkowcach. Gdy żyła moja mama to zajmowała się właśnie tym – pomaganiem słabszym a ja... Ja nie miałam siły, uciekałam od swojego życia a teraz... Teraz miałam jednak szansę to wszystko naprawić. - Muszę coś z tym zrobić.

- Z czym? – zdziwił się loczek.

- Z tymi kieszonkowcami – zaśmiałam się.

- Nie ma mowy! Leżysz w łóżku! Nie chce by coś wam się stało – zbliżył się do mojego brzucha i mnie pocałował.

- Ale Harry.. Nic mi nie będzie

- Nie obchodzi mnie to ! - warknął - zostajecie w domu !

- Nie możesz mi zabronić wychodzić !

- Nie mogę ?!

- Nie !

- Więc patrz ! - loczek wstał i podszedł do drzwi - masz szlaban ! Nie wychodzisz z domu do odwołania !

- Nie..Nie możesz !

- No to spójrz ! - chłopak wyszedł, a po chwili usłyszałam, że zamknął drzwi na klucz. Wściekła położyłam się na poduszki

- NIENAWIDZĘ CIĘ !!! - wrzasnęłam - NIENAWIDZĘ !!!







*** Następnego dnia ***




Obudził mnie dzwięk otwieranych drzwi. Wiedziałam kto to może być, więc nie poruszyłam się. Po chwili chłopak wszedł do środka i usiadł na łóżku.

- Rose.. - powiedział - nie udawaj, że śpisz bo wiem, że tak nie jest - westchnął

- I co z tego ? - spojrzałam na niego - nienawidzę Cię.

- Dlaczego ?

- Bo nie chcesz mnie stąd wypuścić !

- Ej, nie denerwuj się - chłopak podszedł jeszcze bliżej - po prostu nie chcę, aby stało Ci się coś złego.

- Nic mi się nie stanie ! - wrzasnęłam - powiedz lepiej, że nie martwisz się o mnie tylko o dzieci !

- Wcale tak nie jest ! - Harry uniósł rękę, ale szybko ją opuścił - Rose ja chcę, żebyś mi zaufała

- Dzieci też będziesz bił ?!

- Nie ! Nigdy więcej was nie uderzę !

- Taa - mruknęłam - wyjdź stąd

- Dlaczego?

- Bo nie chce Cię widzieć ! - wrzasnęłam i rzuciłam w chłopaka poduszką - wynoś się !!!

- Dobra, ale się uspokój - Harry spojrzał na mnie i bez słowa wyszedł.

- Nienawidzę Cię - szepnęłam do siebie, a po moim policzku spłynęły łzy


___________________________________________________________________________


No hej ! Steskniłam się za wami ;c ale już jestem i obiecuje nadrobić wszystko :)

Rozdział krótki, ale to bedzie kara, za nie branie udziału w konkursie.

Bardzo mi przykro, że nikt nie bierze udziału w konkursie :/ .


Czytasz = KOMENTUJESZ




Zapraszam do wchodzenia na bloga : http://dirtylove-harrystyles.blogspot.com/