***oczami Harry'ego***
- H-Harry? -usłyszałem szept i poczułem rękę na ramieniu, była to mama Rose, przychodziła czasem do szpitala i patrzyła zza szyby na córkę i wnuczkę. Aktualnie Rose siedziała tyłem do niej i karmiła małą z butelki. Pomimo tego że miało to być tylko kilka dni okazało się że nie można zabrać małej do domu. Theo nocował już z nami u siebie w łóżeczku, jednak każdy jego najmniejszy szloch budził nie tylko mnie i Rose ale też innych domowników, co było spowodowane umieszczeniem kilkunastu elektronicznych niań w kilku pomieszczeniach w domu. Wszyscy pokochali dwa małe cuda, Liam trzymał się na dystans był ich ojcem i wiedział że Rose nie potrafi tak po prostu zapomnieć o tym że to nie ja jestem ich biologicznym tatą. Ja o dziwo nie miałem mu za złe tego wszystkiego, początkowo myślałem że mu nie wybaczę jednak to się zmieniło. Teraz była tylko odrobina żalu.
- Tak? - odpowiedziałem patrząc kobiecie w oczy.
- Jak się czuje mała? I Rose?
- Coraz lepiej... - nie umiałem rozmawiać z kimś kto opuścił moją ukochaną na tyle lat, jednak ja byłem jedyną osobą która mogła jej powiedzieć co się dzieje z Rose. Ta unikała jej nawet gdy była czasami na spotkaniach. Tylko raz zobaczyła ją w szpitalu, skończyło się to awanturą - krzykami i wyzwiskami lecącymi w stronę bezbronnej kobiety przytłoczonej agresją swojej własnej córki.
- Mógłbyś ją poprosić o...
- Nie, nie będę jej o nic w twoim imieniu prosił - nigdy nie zwracałem się do niej przez per "pani" jednak tylko raz popełniła błąd zwracając mi uwagę lecz gdy moja dłoń powędrowała do jej policzka, zaczęła mnie przepraszać i mówić że to tylko z przyzwyczajenia.
- Ale... - popatrzyłem na nią, w oczach miała wielki ból jednak to nie wywołało u mnie żadnego skrajnego uczucia.
- Nie.
- Harry, nooo... Proo...
- Powiedziałem nie! I nie mam zamiaru powtarzać tego po raz czwarty - posłałem jej gniewny wzrok i bez skrupułów wróciłem do rozmowy którą prowadziłem jeszcze chwilę temu przez telefon. Jej dłoń po chwili ponownie pojawiła się na moim ramieniu.
- Harry ja chce odzyskać córkę - powiedziała gdy zwróciłem na nią uwagę.
- To proszę porozmawiać z nią nie ze mną. Cholera. Ty spieprzyłaś nie ja! Ty ją zostawiłaś! Nie będzie dobrze! Już nigdy nie będzie jak wcześniej.
- Może...
- Tam są drzwi do oddziału. Wejdź! Spróbuj! Ale nie ręczę za jej zachowanie. Jeśli teraz nie wybuchnie to zawsze może potem - fuknąłem w jej stronę i przeprosiłem rozmówcę za ponowne przerwanie.
***oczami Eleanor***
Rose karmiła małą a ja bawiłam się z Theo jakimś pluszakiem, oboje mieli już cztery miesiące jednak on był o wiele większy i silniejszy. Potrafił się śmiać i reagował na zabawy z nim, mała natomiast tępo patrzyła w ludzi którzy koło niej byli. Czasem reagowała cichym śmiechem gdy się ją łaskotało jednak i tak było to już o wiele więcej niż gdy po raz pierwszy zobaczyłam ją pierwszym razem, leżącą cicho i jakby bez życia. Nawet nie płakała, teraz potrafiła płakać gdy coś jej nie pasowało - gdy była głodna, pragnęła uwagi lub po prostu należało jej zmienić pieluszkę.- Rose nie jesteś zmęczona?
- Nie El, już o to pytałaś. Jest okej, znaczy w miarę okej bo racja trochę mało sypiam.
- Bo jeśli...
- Wiem mówiłaś - zaśmiała się, ostatnio co raz częściej mogliśmy słyszeć jej śmiech co było dobrym znakiem.
Znów wróciła uwagą do małej a ja wzięłam Theo na ręce i zaczęłam go usypiać.W tym momencie zobaczyłam jej matkę wchodzącą do pomieszczenia, na szczęście brunetka jej nie zauważyła była zbyt pochłonięta córką. Więc ja posłałam kobiecie piorunujące spojrzenie, trochę ją to zdziwiło ale się nie wycofała, moje mięśnie się spięły.
- El w prządku? - zielone oczy spojrzały na mnie spod małego ciałka jej ukochanej córeczki.
- Tak czemu pytasz?
- Pieluszka ci spadła - znowu się zaśmiała, dziś to chyba pobiła rekord ostatniego miesiąca. Na samą myśl o mojej wracającej do życia przyjaciółce sama się uśmiechnęłam. Położyłam Theo do wózka i przykryłam kocykiem, pieluszka już wisiała na rączce wózka.
- Zaraz wracam, muszę do toalety - poinformowałam ją i ruszyłam do drzwi, pociągnęłam za sobą intruza.
- Czego tu chcesz? - chyba nikt z nas nie zwracał się do tej kobiety przez pani, nie było to spowodowane jej przynależnością do nas, raczej naszą odrazą którą do niej pałaliśmy.
- Porozmawiać z córką - jej głos był nieśmiały, zazwyczaj czuła się przy nas nieswojo. Wiedziała że już nie jest jedną z nas.
- Ale córka nie chce rozmawiać - warknęłam.
- Skąd możesz to wiedzieć? Nie pozwoliłaś mi tam nawet wejść.
- Bo to mogło by się skończyć krzykami a tam śpią dzieci.
- To moja córka.
- Córką może i twoją jest, ale ty dla niej jesteś kimś obcym. Kimś kto ją zostawił. Opuścił gdy potrzebowała pomocy.
- Nic nie wiesz.
- Może i nie wiem, jednak wiem że to moja przyjaciółka i że nie chce mieć z tobą wiele wspólnego.
-Nie wiesz tego.
- Wiem, powtarza to bardzo często. Więc weź wyjdź!
- Nie!
- To usiądź na dupie i nie pokazuj się jej na oczy! - krzyknęłam i weszłam z powrotem na sale, biorąc kilka głębokich wdechów dla uspokojenia.
________________________________
Widzę że nie lubicie zostawiać po sobie śladów :C
To przykre bo one dają motywację a jej teraz potrzebuję najbardziej na świecie.
Motywacji i świadomości że ktoś jednak ze mną jest. Że ktoś nie wolałby bym po prostu zniknęła :(
Cudne. Czekam na next. Życzę weny
OdpowiedzUsuńCudny rozdział :D Dodaj jak najszybciej następny *____*
OdpowiedzUsuńco ja się będę rozpisywać świetny jak zawsze
OdpowiedzUsuńświetny
OdpowiedzUsuńBoże ten blog jest świetny. Dopiero wczoraj zaczełam go czytać a już zdążyłam się w nim zakochać... Skąd masz takie pomysły na coraz ciekawsze historie?? Kiedyś chciałam zacząć pisać bloga ale poddałam się po 3 rozdziałach z powodu braku weny... Dlatego jestem pełna podziwu dla ciebie że tyle już napisałaś i dalej to robisz... Dodam jeszcze tylko to że to opowiadanie jest zajebiste i bardzo ale to bardzo ciekawe. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
OdpowiedzUsuń-Biała xoxo
Dona przecuez wiesz ze ja bym nie chciala zebys zniknela i ze czytam wszystkie tw blogi :***
OdpowiedzUsuń