sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 64

***oczami Rose***

Po raz ostatni dałam całusa w czoło Theo i Gemmie.
- Zawsze będę o was pamiętać. Wybaczcie - szepnęłam i podniosłam walizkę z podłogi. Po cichu otworzyłam drzwi i wyjrzałam na korytarz. Nikogo nie było, powoli przeszłam przez niego, zeszłam po schodach i wyszłam z domu. Po raz ostatni na niego popatrzyłam, po policzkach ciekły mi łzy. Moje serce pękało, ale musiałam to zrobić. By on był szczęśliwy.
- Jeszcze ktoś Cię pokocha Rose - szepnęłam sama do siebie i zaczęłam iść w stronę bramy - kocham Cię Harry, zawsze. Już zawsze będę Cię kochać. Żegnaj - szepnęłam i wsiadłam do taksówki która waśnie podjechała. Podałam taksówkarzowi adres.
- Dobrze robisz dziecko, to nie są dobrzy ludzie - powiedział w połowie drogi, ja ciągle płakałam.
- To nie tak jak pan myśli - powiedziałam i popatrzyłam za okno. Więcej się nie odezwał, ja zresztą też nie. W końcu dojechaliśmy pod moje stare mieszkanie, wzięłam swoją walizkę i weszłam do środka. Zamknęłam drzwi i zsunęłam się po nich płacząc

***Oczami Harry'ego***

Powoli szedłem do sypialni, nie miałem siły ani ochoty na nich. Chciałem tylko poczuć słodki zapach Rose, jej ciepło.
- Rose jestem - powiedziałem ale pokój był pusty, wszedłem do łazienki gdzie też jej nie było. Chciałem zejść na dół ale zobaczyłem że szafa jest otwarta, podszedłem do niej nie było tam części jej ubrań. Po policzku mimowolnie spłynęły mi łzy.
- Rose - szepnąłem zrozpaczony. Podszedłem do łóżka i zobaczyłem kartkę, zacząłem czytać i nie mogłem uwierzyć w to co tam pisze. Przeczytałem to jeszcze kilka razy, z każdym kolejnym słowem płakałem coraz bardziej.
- Nie... Ona nie mogła odejść - krzyknąłem przez co obudziłem Theo. Do pokoju wbiegł Zayn.
- Co jest?! - zapytał patrząc na mnie ze zdziwieniem a ja tylko rzuciłem w jego stronę kartkę papieru. Przeczytał to i popatrzył na mnie - chyba nie myślisz.
- Ja nie myślę. Ja wiem. Nie ma jej ubrań. I jej... Ten list - płakałem i upadłem na łóżko, mój przyjaciel podszedł do łóżeczka i zaczął uspokajać Theo.
- Przecież ona Cię kocha - powiedział.
- Ale myśli że ja jej nie - szepnąłem załamany, czyżbym to spieprzył! To nie możliwe, chciałem o nią dbać. Nie chciałem by cierpiała przez ojca. A co zrobiłem? Sam ją skrzywdziłem - Zayn, zajmijcie się dzieciakami. Muszę ją znaleźć - krzyknąłem i biorąc kluczyki z komody wybiegłem. Bez wahania pojechałem do jej starego mieszkania, byłem przekonany że to tam uciekła. Wbiegłem po schodach i zacząłem pukać w drzwi, nikt nie otwierał. Nacisnąłem klamkę, było otwarte. Wsedzłem do środka, ale jej tam nie było. Nie było też reszty rzeczy jakie tu zostawiła gdy się przenosiła do mnie, upadłem i zacząłem płakać. Podniosłem się po pół godzinie i wyszedłem z mieszkania. Walnąłem z wściekłością drzwiami.
- Co pan tak hałasuje. Szuka pan, panienki Rose? Oddała mi klucze, podziękowała i powiedziała że musi zmienić środowisko - powiedział gruby mężczyzna.
- Kurwa! - syknąłem i walnąłem pięścią w ścianę przez co odpadł kawałek tynku.
- Niech pan uważa. Nie stać mnie na remont.
Nie wdawałem się z nim w rozmowę zbiegłem i wsiadłem do samochodu. Walnąłem głową o kierownicę.
- Kurwa! Kurwa! Kurwa! Gdybym rozegrał to inaczej to teraz siedzielibyśmy w domu! Kurwa! - zacząłem klnąc Teraz jej tak łatwo nie znajdę. Może być wszędzie, dosłownie wszędzie. Z oczu znowu popłynęły mi łzy. Już po raz drugi dziś, jednak ciągle nie mogłem w to uwierzyć. Wyciągnąłem komórkę i spróbowałem do niej zdzwonić, lecz nie odbierała. Pomimo moich licznych prób ona nie odbierała. Włączyłem SMS:

Rose, kochanie nie rób sobie jaj. Ja Cię kocham. Wróć do domu.

Wysłałem do niej wiadomość i wróciłem do domu, wszyscy czekali na mnie w salonie, jednak gdy zobaczyli mnie samego w dodatku całego zapłakanego nie łudzili się dalej że wróciłem z Rose. Theo i Gemma spali w fotelikach.
- Harry - szepnęła Perrie.
- Miałaś rację - powiedziałem i usiadłem na kanapie.
- Będzie dobrze - powiedziała El.
- Nie, nie będzie. Chyba że ona wróci - szepnąłem i znów zacząłem płakać. Dawno nie płakałem, a zwłaszcza przy kimś kto nie był Rose.

1 komentarz: