poniedziałek, 12 maja 2014

Rozdział 36

***Rose***
- Kim jesteś by się żądzić w moim domu?! - warknął Styles a ja wyjrzałam zza jego ramienia i ujrzałam...
- A-Andre! - krzyknęłam, albo jęknęłam sama nie wiem.
- Rose?! - krzyknął mój "wujek" - co ty tu robisz malutka?! Co ci ten gnój zrobił!? - tym razem wyrwał się Lou i chwycił jego za koszulkę.
- Puść go już! - krzyknęłam na niego - co ty sobie kurwa myślisz, że pojawiasz się po dziesięciu latach i wszystko będzie jak dawniej!? Chyba kurwa śnisz! Wynoś się z mojego domu!
- Rose, mała uspokój się - podszedł do mnie i chciał objąć ale odepchnęłam go.
- Posłuchaj mnie bo nie będę powtarzać: MASZ RUSZYĆ SWÓJ TYŁEK I WYNIEŚĆ SIĘ Z TEGO DOMU W TEJ CHWILI! Straciłeś wszystko co miałeś, mnie, gang... Wszystko. Więc rusz swój zasrany tyłek i wyjdź póki grzecznie proszę - patrzyłam na niego wściekła a wszyscy zebrani nie wiedzieli co zrobić, Hazz podszedł i delikatnie przytulił mnie od tyłu.
- Spokojnie kochanie, spokojnie - szepnął do ucha i mocniej objął w pasie.
- Ty... - Andre nie wiedział co powiedzieć.
- Co ja?! Co ja?! Wyjdź! - krzyknęłam i pokazałam mu na drzwi.
- Idziemy - krzyknął na zebranych w salonie ludzi, oni podnieśli się z miejsc i już chcieli za nim iść.
- Wy się kurwa gdzie wybieracie?! Mam nadzieję że do gabinetu Hazzy! Bo kurwa pożałujecie! Już do gabinetu - wrzasnęłam w stronę tłumu a on powoli ruszył w kierunku otwartych drzwi. Do środka weszła z nimi Sop.
- Wejdę jej pomóc w razie kłopotów - dodał Liam i zamknął za sobą drzwi.
- Co to było?! Mała, ty przeciw mnie?! To mój...
- Co jest twoje? Ten gang? No chyba śnisz, odpowiadam za nich od kilku lat a ciebie tu nie widziałem, wcześniej też nie pamiętam by Londyn się ciebie bał. Rob nigdy nie wspominał o żadnym Andre, więc weź rusz się tak jak pani kazała - zaśmiał się Styles prosto w twarz mojemu nadzbyt ambitnemu wujowi.
- Mały uważaj sobie bo zadzierasz z niewłaściwą osobą - zamachnął się by walnąć Hazze jednak uderzył mnie, na tyle mocno że zachwiałam się na nogach i gdyby nie to że stałam w objęciach loczka to leżałabym na podłodze.
- Nic Ci nie jest? - zapytał mój zielonooki z troską, zaprzeczyłam i stanęłam oparta o ścianę. Wiedziałam co się będzie działo, Andre znałam od zawsze i wiedziałam że jest wybuchowy i w miarę silny jednak Harry, którego też wystarczająco poznałam jest za równo silny jak i spokojny w walce. Miał przewagę nad nieuważnym szatynem, szybko powalił faceta na podłogę. Sam doznał tylko kilku zadrapań, krwi z nosa.
- Zrozum gnoju że na moją dziewczynę się ręki nie podnosi - krzyczał i okładał Andre po twarzy - moich ludzi się nie zastrasza - krzyknął i kopnął go w kroczę tak że i tak już leżący mężczyzna zwinął się z bólu.
- Co tu się dzieje? - zapytał spokojnie Rob wchodząc do domu - Rose, złotko kto ci to zrobił? - zapytał wskazując na mój policzek, który za pewne miał czerwony ślad dłoni.
- Harry! Spokój, to on podniósł na nią dłoń? Brawo, dokopałeś mu ale teraz zajmij się pilnymi sprawami a tego gnoja zostaaa... - nie dokończył zdania bo jego wzrok skierował się na jęczącego z bólu szatyna - no proszę, proszę kogo ja też widzę - szepnął i podniósł faceta - chłopcy weźcie go i zamknijcie w jakiejś małej ciemnej sali a ja sobie do niego przyjdę - zaśmiał się i podszedł do mnie - co on zrobił?
- Nic, poza tym że zatrzymał nam ludzi, potem kłócił się z Tommo, uderzył go i mnie. No i wdał się w bójkę z Hazzą - zaśmiałam się i od razu pożałowałam tego przez ból na policzku.
- Czyli to co zwykle? On nie rozumie po angielsku to wytłumaczymy mu inaczej - powiedział i wyszedł - potem jeszcze wpadnę, muszę z wami dogadać plan - powiedział i zamknął drzwi.
Reszta spotkania przebiegła spokojnie, Liam opatrzył Harry'emu obdarte knykcie i rozwalony nos, choć ten początkowo protestował. A ja zastanawiałam się czy to duma czy w dalszym ciągu widzi w Li zagrożenie. Ja dostałam paczuszkę lodu, ale nie trzymałam jej przy policzku, przetarłam policzek zimną wodą i nałożyłam puder by zakryć zaczerwienienie. Czułam pytający wzrok na sobie, wszyscy zebrani zastanawiali się nad tym co się tam stało, niektórzy nad tym skąd znałam Andre. Harry, był na mnie zły ale on źle interpretował słowa które padły... Wiedziałam że myśli o tym że ja i Andre mogliśmy być parą, jednak chciałam mu po potem wyjaśnić na osobności.
- Czyli rozumiecie o co chodzi? - zapytała El dziewczyn zebranych przy naszym stoliku, tym razem bardziej obstawiałyśmy tą akcję niż same brałyśmy w niej udział. Jednak zarówno ja jak i moje najbliższe przyjaciółki (Sop, El i Pezz) bezpośrednio brałyśmy udział w całej akcji.
- Tak, ale.. - zaczęła jedna z dziewczyn.
- Co za ale? Nie może być ale bo się nie uda - jęknęła Sophia która patrzyła ciągle na mnie, moje fioletowe przed kłótnię z Harry oczy i czerwony policzek.
- Chodzi o to że robimy im za obstawę, poza wami, Miry i Idy żadna z nas nie bierze w tym udziału.
- Czasem potrzebna jest jedna osoba, czasem dziesięć. My jesteśmy drużyną, nie tylko my jako kobiety. Ale my z chłopakami też tworzymy drużynę, jesteśmy jednym oddziałem, o dwóch głowach - wskazała na mnie i na Harry'ego - czterdziestu dziewięciu sercach - omiotła cały gabinet dłonią - ale jednym mózgiem - zakończyła swój wywód El.
- Czyli...
- Posłuchaj, czy Ci się to podoba czy nie ta akcja tak przebiega. Masz swoje zadanie i się nim zajmij a nie innymi rzeczami - przerwałam tą dyskusję - więc skoro nie ma pytań to idziecie do siebie i robicie to co zwykle. A i... Jeszcze raz któraś z was wystawi mnie, nas dla kogoś innego to pogadamy inaczej - powiedziałam i pozwoliłam im wyjść.

***Eleanor***
- Rose jak się czujesz - zapytałam gdy zostałam tylko ja, Rose, Sop i Pezz.
- Dobrze, ale o co pytasz?
- Oczy to sprawka Hazzy, rozumiem że się wkurzył jak się dowiedział o Liam'ie. Policzek to sprawka tego całego Andre jak oberwałaś przez przypadek zamiast Hazzy. Szczerze to ładnie się wkurzył że ten idiota podniósł na ciebie ręką, a sam to czasem robi...
- El - jęknęła - proszę... On...
- Wiem, nie obwiniam go, stara się. Okej... Ale jak ty się czujesz, co z...
- Małymi? El. Nie wiem, na razie wiem że Harry chciałby je wziąć czuje to. On je pokochał, zwłaszcza małą bo przypomina mnie. Ale ja... One...
- Wiem i przepraszam że zapytałam - stwierdziłam i ją przytuliłam.
- Przepraszam że on ci to zrobił, ja... Nie powinnam chcieć... - zaczęła Sop.
- Nie prawda, kochasz go i powinnaś chcieć by tu był. On też żałuje tego co zrobił. To po nim widać, popełnił błąd i tego żałuje. Rose, ty mu wybaczyłaś?
- Tak.. Szczerze mu wybaczyłam - powiedziała i uśmiechnęła się do Sop - kocham was dziewczyny - uśmiechnęła się i przytuliła nas wszystkie - dziękuję wam że jesteście ze mną i mnie wspieracie.

____________________________________
10 komów = NEXT
CZYTASZ? PODZIEL SIĘ SWOJĄ OPINIĄ (czyt. KOMENTUJ)...
A więc jak sądzicie, Harry uderzy Rose zanim wysłucha kim jest Andre? Co zrobi Rob ze swoim "odnalezionym" bratem...
I jaką decyzję podejmie Rose - weźmie dzieciaki czy nie?

sobota, 3 maja 2014

Rozdział 35

Życie Rose i Hazzy się bardzo zmieni... Zacznie się od małych zmian a na czym się skończy?
____________________________________
***Rose***
- Harry, kurwa zajębie cię jak mogłeś ja zbić??
- Sop, uspokój się nic mi nie jest - chwyciłam dziewczynę która chciała się rzucić na mojego ukochanego - poza tym przeprosił.
- Kurwa Liam'a się czepia a sam...
- Sop! Liam mi zgwałcił dziewczynę! - Ja... Przepraszam Rose - powiedział Liam ale ja tylko objęłam Hazze w pasie i bez słowa ruszyłam do kuchni.  Niech sobie nie myśli że od tak mu wybaczę.
- Kochanie jesteś pewna że to dobry pomysł by on wrócił?  - Harry popatrzył na mnie ze strachem w oczach.
- Nie wiem. Chce by moja przyjaciółka była szczęśliwa a to on jest jej szczęściem - pocałowałam go w policzek i wróciłam do robienia sałatki na śniadanie - poza tym to twój przyjaciel.
- Nie jest nim od kiedy cię dotknął.
- Hazz, nie mów tak.
- Ale to prawda, dotknął i zgwałcił moją ukochaną - powiedział a ja go przytuliłam.
- To nie zmienia tego że od zawsze byliście jak bracia i ja tego nie mogę zmienić.
- On sam to zmienił...
- Hazz, proszę cię przynajmniej daj mu drugą szansę - jęknęłam stawiając na stole mise z sałatką i kanapki.
- Dobra ale robie to tylko dla ciebie - pocałował mnie bardzo namiętnie.
- Przeszkadzamy? - zapytali wszyscy którzy weszli do kuchni z jadalnią.
- Siadajcie - rozkazał a wszyscy bez gadania usiedli.
Jedliśmy, rozmawialiśmy i śmieliśmy się prawie wszyscy. Liam siedział spięty i się nie odzywał miałam wrażenie że bał się nawet oddychać.
- Liam w porządku - zapytałam a wszystkie oczy skierowały się na mnie.
- T-tak - jęknął a ja delikatnie szturchnełam Hazze
- Jedz... A potem mamy zbiórkę u mnie w gabinecie.
- My idziemy do Rose - zaczęła Sop. - Nie dziś... Dziś wspólnie bo mamy ważna i duża akcje - wtrąciłam się a dziewczyny które siedziały przy stole popatrzyły na mnie - dostaliśmy rano cynk od Roba. Więc nagła zmiana planów - zaśmiałam się i chwyciłam Hazze za rękę pod stołem by choć trochę zmniejszyć napięcie...
- Styles ja... Przepraszam ciebie i Rose - Liam wstał i skierował się w naszą stronę - Rose wybacz ja, nie wiem dlaczego to zrobiłem zranił ciebie i Hazze a do tego moją ukochaną i jedyna Sophie. Straciłem was wszystkich i bałem się że już was nie odzyskam jednak... Ty dałaś mi drugą szansę przez co i Harry mi ją dał. Dziękuję - w jego oczach zakręciły się łzy był już bardzo blisko Harry wstał i zasłonił mnie plecami.
- Nie zbliżaj się do niej - szepnął.
- Harry ja chciałem wam... Tobie podziękować że pozwoliłeś mi wrócić.
- Zrobiłem to tylko dla Rose.
- I tak ci dziękuję.
- Jeśli się do niej zbliżysz - szepnął tak by usłyszał to tylko Liam jednak ja stałam wystarczająco blisko - to nigdy więcej tu nie wrócisz, właściwie to nigdzie nie wrócisz.
- Rozumiem - odpowiedział i odszedł.
- Zjedzie i za dziesięć minut chcemy was widzieć u mnie. Was i całą resztę - warknął Harry i chwytając mnie w pasie odszedliśmy w kierunku sypialni.
- Co jest - szepnęłam gdy zamknął drzwi.
- Nie chce by Liam był blisko ciebie.
- To twój...
- Nie mów przyjaciel bo chyba...
- Harry - popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem - daj mu jeszcze jedna szanse.
- Postaram się ale to potrwa... Dotknął kogoś kogo dotykać nie miał prawa - zbliżył się do mnie i złączył nasze wargi - robie to tylko dla ciebie.
- Wiem i dziękuję - odwzajemniłam jego pocałunek i wyrwałam się z jego ramion. Chwyciłam telefon i wyszłam z pokoju kierując się w stronę jego gabinetu.
Gdy weszłam do środka poza najważniejszą ósemką nie było nikogo.
- Gdzie reszta?
- Nie wiem i za chwilę im wszystkim którzy to mieli być przywalę.
Usiadłam między Harry'm a Eleanor.
- Ja ci pomogę - jęknęłam po kolejnych dziesięciu minutach.
- Co oni sobie kurwa myślą - Lou nie wytrzymał i wybiegł z pomieszczenia, znalazł całe potrzebne nam towarzystwo w salonie spokojnie oglądające jakiś serial - co wy sobie kurwa myślicie?  - Czego chcesz? - warknął jeden z chłopaków.
- Co powiedziałeś - Lou chwycił chłopaka za koszulkę i postawił na nogach.
- Puszczaj - spróbował przywalić mojemu przyjacielowi ale ten tylko nim potrzasnął.
- Lou spokojnie - powiedział Harry wychodząc z gabinetu - a wy kurwa już do mnie! Już!!!
Kilka osób w stali i ruszyło jednak cześć została a chłopak którego trzymał Tommo powiedział:
- Siadać, te gnoje nic tu nie znaczą.
- Coś kurwa powiedział?
- To co słyszałeś. Siadać - powiedział i znów próbował przywalić Lou ale ten tym razem mocno mu walnął w twarz tak że bezimiennemu puściła się krew z nosa i wargi.
____________________________________
10 komów = NEXT
CZYTASZ? PODZIEL SIĘ SWOJĄ OPINIĄ (czyt. KOMENTUJ)...
Harry i Liam znów będą najlepszymi przyjaciółmi? Jak potoczy się sprawa z "bezimiennym" chłopakiem?
Chce was ostrzec ale jestem bez komputera i to najprawdopodobniej przez miesiąc bo padł mi dysk twardy i karta graficzna. Więc najpierw muszę mieć forsę by je kupić a potem namówić ojca lub brata by tym zrobili.

Rozdział 34

Kolejny rozdział już jest. Mam nadzieję że się wam spodoba...
___________________________________________________

Rose po raz kolejny zasnęła, tym razem z zapłakanymi oczami. Ale szczerze powiedziawszy ja też miałem ochotę zacząć płakać, nie rozumiałem jak on mógł... Biedną, małą, niewinną pietnastoletnią Rose. Tak ja też nie byłem aniołkiem... Zabijałem ale NIGDY nie zgwałciłem dziecka. Tak gwałciłem, no w końcu tak poznałem Rose. Co za ironia, początkowo ją zgwałciłem i nie mogłem jej zostawić a teraz... Teraz nie mogę jej zostawić ale nie chce jej gwałcić, chce się z nia kochać ale tylko czasami, tylko wtedy gdy i ona tego chce. Jak w normalnym zwiazku. Przytuliłem dziewczynę i przykryłem kołdrą.
- Kocham cię - szepnąłem jej na ucho i też zamknąłem oczy, pomimo że zegar wskazywał już trzecią nad ranem postanowiłem się przespać.

***Liam***
Gdy Sop do mnie zadzwoniła i powiedziałe że chce się spotkać bardzo się zdziwiłem, kochałem ją ale... Nawet bardzo kochałem jednak zraniłem za równo ją jak i Rose, przez co straciłem najlepszego przyjaciela. Kiedyś gdy byłem mały chciałem mieć jednego przyjaciela, gdy poznałem chłopaków dostałem czterech braci a sam... Z własnej głupoty straciłem wszystkich.
- Sophie ja nie mogę tam przyjść, spotkajmy się gdzieś indziej - powiedziałem rozmawiając z nią przez telefon.
- Liam, musisz tu przyjść.
- Sophie...
- Liam przyjdź i tyle - powiedziała i się rozłączyła. Nie wiedziałem co mam zrobić, nie wiedziałem czego ode mnie może chcieć. Gdy się wyprowadzałem wszyscy całkowice zerwali ze mną kontakt. Nie uczestniczyłem w akcjach gangu, Rob tylko dwa razy mnie wezwał... Ale to były dwie łatwe akcje, które załatwiłem sam więc nie miałem kontaktu też z mniej ważnymi członkami. Rob miał prostą zasadę, członkiem gangu zostaje się do śmierci, więc albo mógł mnie zabić albo mógł pozwolić mi żyć i wybrał gorszą dla mnie opcję - życie. Musiałem sobie radzić z tym że straciłem Hazze, Sophie i resztę chłopaków. Otworzyłem drzwi do swojego mieszkania, rzuciłem zakupy na blat "kuchni", i usiadłem na kanapie (Mieszkanie Liam'a) i włączyłem telewizję. Gdy skończyłem oglądać filmy zegar wskazywał trzecią czterdzieści, wziąłęm telefon i sprawdziłem esy, nic nowego. Sop napisała tylko żebym był u niej, u nich przed siódmą, wiedziałem że nie zasnę cały czas myślałbym o niej. Podniosłem się z kanapy gdy zaczął dzwonić budzik ustawiony na piątą trzydzieści. Podeszłem do szafy i wybrałem czarne rurki, granatową koszulę w kratkę, założyłem zegarek i włożyłem na nogi supry (Koszula, spodnie, zegarek, buty) i wyszedłem z mieszkania. Trzasnąłem drzwiami, i przekręciłęm klucz w drzwiach.
- Cicho byś był! Ludzie tu śpia - wredny sąsiad z mieszkania naprzeciwko wrzasnął na mnie.
- Tsa, jasne spadaj - warknąłem i zeskoczyłem po dwa schody.
- Gówniarz - jęknął i zamknął drzwi. Skierowałem się w stronę swojej ulubionej restauracji. Wybrałem kanapkę tą co zwykle i kawę, jednak wziąłem wszystko na wynos. Pomimo że była dopiero szósta a do domu gangu miałem maksymalnie pół godziny drogi chciałem pokonać ją jak najszybciej.
Zastukałem w drzwi i liczyłęm na to że drzwi otworzy mi Sop, na szczęście miałem rację.
- Miałeś być o szóstej - powiedziała otwierając drzwi. Gdy ją zobaczyłem, zaparło mi dech w piersiach, Sop założyła na siebie kremową asymetryczna spódnicę, dżinsową bluzeczkę i czarno-kremowe szpilki (stylizacja Sop)
- Wyjdziemy czy będziemy gadać tu? - jęknąłem mając nadzieję że Styles jeszcze śpi.
- Możemy wyjść, jeśli chcesz. Chodźmy nad staw - chwyciła mnie za rękę przez co bardzo się zdziwiłem. Zabrałą z wieszaka torebkę i klucze z szafki. Pociągnęła mnie zakładając przy okacji okulary na nos.
- Siadamy? - zapytała wskazując moją i Harry'ego altanę (Altana chłopaków)
- Ale...
- Liam, boisz się?
- To teraz miejsce Hazzy.
- On zawsze będzie twoim przyjacielem.
- Nienawidzi mnie.
- Liam...
- Ale nie dziwie mu się, zgwałciłem jego dziewczynę - szepnąłem a w oczach Sop zobaczyłem łzy - przepraszam, zpieprzyłem.
- Liam - powtórzyła po raz kolejny.
- Sop, przepraszam - powiedziałem ale nie zdąrzyłem nic dodać bo dziewczyna wpiła się w moje usta - Sop?
- Liam, ja cię kocham. Nie wiem czy ty mniee...
- Tak kocham, bardzo tęskniłem. Żałuję tego co zrobiłem... Wybaczysz mi?
- Wybaczyłam... A Rose pozwoliła ci wrócić.
- A Hazz?
- On... Nie wiem pewnie się wkurwił ale nie odwołali tego. Więc proszę wróć ze mną - szepnęła patrząc mi w oczy.
- Sop, ja nie mogę...
- Proszę.
 - Sop...
- Liam, proszę wróć.
- D-dobrze - powiedziałem niepewnie. Większość moich rzeczy i tak tam ciągle była a w mieszkaniu nie miałem nic ważnego.
Poszliśmy w kierunku willi w której mieszkaliśmy, czasem zastanawiałem się dlaczego ludzi nie dziwił tak nowoczesny i drogi budynek w którym mieszkaja tacy młodzi chłopacy z dziewczynami jak my (willa gangu). Nim zdąrzyliśmy otworzyć drzwi stanęła w nich zdenerwowana Eleanor ubrana w centkowane czarno-białe leginsy, czarny t-shirt i czarną skórzaną kurtkę, na nogach miała czarne szpilki a usta miała pomalowane czerwoną szminką (stylizacja Eleanor, buty El).
- Liam! - krzyknęła - co ty tu kurwa robisz?! Sophie co on tu robi?! - trzymała moją ukochaną za ramiona i lekko nią potrząsałą.
- Ja mu pozwoliłam wrócić - powiedziała Rose, która schodziła po schodach miała na sobie czarne rurki, żółto-szary sweterek,na nogach miała czarne buty (Ubranie Rose). Za to pod jej okiem zobaczyłem lekko purpurowy odcień.
- Co on ci zrobił! - krzyknęła Sop puszczając mnie i podbiegając do przyjaciółki.
- Nic mi nie jest - powiedziała.

***Rose***
Usłyszałam krzyki z dołu, to była Eli. Najwyraźniej Liam i Sop już przyszli.
- Ja mu pozwoliłam wrócić.
- Co on ci zrobił! - krzyknęła Sop, o mało nie zabijajac się na schodach.
- Nic mi nie jest - zaśmiałam się i odsunęłam od siebie dziewczynę.
- Przecież kurwa widzę!
- Sop nic mi nie jest, zdenerwował się ale popatrz żyję.
- Mógł cię zabić.
- Nie zabił by mnie, kocha mnie i...
- Jak się kogoś kocha to...
- Błagam Sop odpuść - szepnął Liam i przytulił dziewczynę od tyłu.
___________________________________________________
Tak się zastanawiam ile osób czyta ten blog... Więc każdy kto czyta niech daje komentarz pod tym rozdziałem... Ilu was jest: 5? 10? 15? 20? 25? 40? 50?
Im więcej was się uzbiera tym lepiej...
A jak wam się podoba ten rozdział? Sądzicie że Harry i Liam znów będą się przyjaźnić? Rose weźmie dzieciaki? Harry uderzy Rose?
Chcielibyście by Hazz znów bił Rose? Czy nie?

czwartek, 1 maja 2014

Rozdział 33

No to 33, czas zacząć. Miłego czytania <333
_________________________________

***Harry***
- Nieeeeee - obudził mnie przeraźliwy krzyk Rose, nie spałem już od kilku godzin patrząc na to jak ona śpi. Jednak dziś jej sen był inny, pełen strachu i niepokoju. Rose ciagle się obracała, po jej policzkach ciekły pojedyncze łzy. Ciągle coś krzyczała, płakała lub obracała się. Czasem uderzała na oślep rękoma wykrzykując "Nienawidzę Cię Tom! Nienawidzę!" a ja nie wiedziałem o co chodzi, znałem dwóch Tomów jednak wątpię by to o którymś z nich mówiła, a właściwie krzyczała moja brunetka.
- Rose - szepnąłem dotykajac delikatnie jej ramienia - Rose, kochanie - szepnąłem po raz kolejny raz i delikatnie pocałowałem ją w czoło - Rose obudź się.
- Co jest ? - zapytała otwierając oczy.
- Co ci się śniło? - zapytałem przerażony.
- N-nic - jęknęła i opadła na poduszki.
- Przecież widzę, widziałem... Słyszałem - szepnałem i popatrzyłem na nią.
- Mówię że nic - jęknęła i zamknęła oczy.
- Rose! - krzyknąłem ale nie zbyt głośno.
- Mówię że nic!
- Rose, mów co ci się śniło - nie wiedziałem dla czego to przede mną ukrywa. Jesteśmy razem, chyba mam prawo wiedzieć.
- Harry ile razy mam ci kurwa powtarzać że nic?! - krzyknęła i spiorunowała mnie wzrokiem.
- Nie mów tak do mnie, ja się tylko grzecznie pytam - buzowały we mnie emocje, całym sobą próbowałem powstrzymać wybuch agresji.
- To sie kurwa nie pytaj bo powiedziałam że nic.
- Rose...
- Nie twoja sprawa, kurwa Harry odpierdol się!
- Rose! - nie wytrzymałem i wymierzyłem w jej policzek swoją dłoń, usłyszałem głuchy odłos i poczułem jej łzę - Ja... Przepraszam.... Ja nie wiem... Nie wiem...
- Spokojnie, przecież wiem że to nie będzie łatwe, uspokoiłeś się?
- T-tak - jęknąłem, zdziwiła mnie jej reakcja. Nie uciekła, nie odcięła się tylko próbowała mnie uspokoić.
- Przepraszam - szepnęła.
- Ty? To ja cię udrzyłem chociaż obiecałem.
- Wiem że masz problem z agresją i że ja hamujesz w stosunku do mnie i tylko o to proszę byś ją hamował w stosunku do mnie... A byłam bezczelna i cię wkurwiłam.
- Mimo wszystko nie powinieniem.
- Hazz - jęknęła i popatrzyła na mnie - zacznijmy od początku: TO NIE TWOJA WINA, nie moja choć może trochę, TY SIĘ STARASZ, ja to doceniam, TY MNIE KOCHASZ, A JA CIEBIE więc ci wybaczam i wspieram cię - powiedziała podkreślając te trzy zdania: "To nie twoja wina" "ty się starasz" i "ty mnie kochasz, a ja ciebie".
- A...
- Cii... Posłuchaj, przypuszczam ze przez sen krzyczałąm "TOM" - jęknęła cicho - to chłopak który zgwałcił mnie kilka lat temu, jeszcze gdy żyli moi rodzice, zaszłam z nim wtedy w ciażę a on uciekł - powiedziała a ja się zdziwiłem, ciąża. Przecież to oznacza że Rose ma dzicko - jednak przed porodem wrócił i powiedział że chce to wszystko naprawić a ja mu dałam szansę i się zaczęło. Tom pił i ćpał, wpakował się w kilka brudnych sytuacji które mogły wkopać moją rodzinę. Ja miałam 15 lat i byłam przerażona, gdy urodziłam on powiedział że zajmiemy się dzieckiem razem. Potem kilka razy wpakował się w kolejne brudne akcje, ja miałam dosć bo wiedziałam że z każdym takim wybrykiem jest bliżej wydania moich rodziców, wuja i ciotki. Kazałm mu wybierać ja i dziecko albo gang... Wybrał nas, a przynajmniej tak sądziłam, przez pierwsze tygodnie było pięknie... Kolorowo i w ogóle aż za różowo ale byłam zakochaną piętnastolatką, tak zakochałam się w moim gwałcicielu. Może zaślepiło mnie dzicko i to że się nami opiekował. Był o dwa lata starszy i to sprawiało że czułam się przy nim jeszcze bezpieczniejsza choć był większym dzieckiem ode mnie. Mnie wychował gang, jego nie. Jednak jego bardzo zmienił bo - mówiła a ja nie mogłem w to uwierzyć, jaki zbieg okoliczności sprawił że oni nie są razem?! Że nigdzie przy niej nie ma tego dziecka...?! Co dało mi tak wielkie szczęście żę mogę z nią być?! Przytuliłem ją mocniej i otarłem jej łzy, ona poddała się mojemu uściskowi - z czasem zaczęłam rozumieć że to nie dla mnie, zostawiałam dzicko pod jego opieką i choć bardzo je kochałam to bardziej kochałąm akcję i napady... Morderstwa - powiedziała a ja mimo okropieństwa tego co powiedziła ucieszyłem się że jest taka podobna do mnie, pokochałem te maluchy ale za nic nie odrzuciłbym swojego życia, no i to że kochała wtedy mordować mogło napawać strachem jednak ja się ucieszyłem - wróciłam do "zawodu" i w tedy... On... Początkowo nic nie zauważałam, właściwie do samego końca nic nie zauważałam ale on zwariował i sprzedał Grega, sprzedał go jakiejś rodzinie. Gdy zobaczyłam jak pakuje mojego syna do samochodu i jak ci ludzie daja mu gotówkę wpadłam w furię, chciałam ratować malucha ale... Oni odjechali z piskiem opon, zlałam Tom'a po twarzy i skopałam jego brzuch. Miałam zacząć "pościg" czy jak to tam określić ale zobaczyłam zawracający samochód. Ucieszyłam się choć wiedziałam że wracają tylko to bagaż pozostawiony przed bramą. I wtedy... - szepnąłem.
- Co? - zaniepokoiłem się, z tego wynikało zę Greg powinien być teraz z nią a Tom powinien co najwyżej być daleko.
- Tom, który mi w między czasie gdzieś zwiał też ich zauważył i w jakimś amoku czy coś wyjechał z bramy i wjechał wprost w nadjeżdżający samochód. Początkowo liczyłam na to że nic im, mu się nie stało jednak gdy dobiegłam na miejce zrozumiałam że oni... Że nikt z całej trójki nie przeżył, jednak ten dupek wyszedł z tego cało.
- Tom? - zapytałem nie mogąc w to wszstko uwierzyć.
- Tak, jednak mój ojciec nie zostawił go długo przy życiu - szepnęła - przepraszam.
- Rose, słońce nie masz za co. Szkoda że już nie żyje bo sam bym go teraz chętnie zatłukł - powiedziałem i przytuliłem dziewczynę.
- A teraz nie jestem pewna czy chce te maluchy - szepnęła.
- Śniły ci się całą noc - bardziej stwierdziłem niż zapytałem.
- Tak, przytulałeś je i kochałeś. A o mnie... O mnie w tym śnie zapomniałe - rozpłakała się.
- Rose... Ci... Ja o tobie nigdy nie zapomnę bo to by jesteś całym moim życiem.
- A one?
- Rose, jeśli tylko chcesz to je weźmiemy ale jeśli nie chcesz to znajdziemy im DOBRY, ale na prawdę dobry dom i sama wybierzesz rodzine do której trafia.
- A ty?
- Co ja?
- Chcesz je?
- Nie wiem, wiem że nie są winne temu co zrobił Liam, wiem że nie są niczemu winne ale nigdy nie bedę kochał ich tak jak ciebie. Nigdy nikogo tak nie będę kochał czy to naszych dzieci czy też Liam'a.
- Chcesz je? - powtórzyła.
- Nie wiem... Chce tylko i wyłącznie twojego szczęścia.
- Harry ale ja pytam czy ty je chcesz.
- Rose.. - jęknąłem - ja nie wiem, możemy je wychować lub nie... Na prawdę - pocałowałem dziewczynę w czoło.
- Potrzebuje czasu - szepnęła.
- Masz go kochanie, masz - pocałowałem ją w czoło i mocno przytuliłem.

___________________________________________________
x komów = NEXT
I jak?
Dziękuję za komentarze i proszę o kolejne...
Bo coraz mniej tych komentarzy, wiecie jak ogromną motywacją one są? Ja dla was piszę a skoro wy wracacie to się podoba, to proszę w takim razie - SKOMENTUJCIE...