wtorek, 29 kwietnia 2014

Rozdział 32

Przepraszam ze dopiero teraz ale wcześniej nie byłam w stanie nic napisać. Złapał mnie brak weny i nie chciał opuścić... Ale już jest rozdział 32. Według mnie pełen niespodzianek.
____________________________________

***Harry***
- Hazz ja....
- Co jest?
- Nie jestem pewna - wyszeptała i popatrzyła na mnie wzrokiem pełnym miłości i łez.
- Czego Rose?
- Tego czy... Tego czy ja chce... Czy chce te dzieci wych...
- Ciii - szepnąłem i przytuliłem dziewczynę do siebie. Od razu poddała się mojemu uściskowi a ja pozułem jej ciepłe łzy spływające po mojej koszulce. Głaskałem jej głowę i pozwoliłem swobodnie płynąć jej łzą. To takie dziwne jakiś czas temu kazałbym jej się uspokoić, walnął bym ją z całej siły w policzek i powiedział że ma się zamknąć a teraz nie wyoibrażam sobie że mógłbym podnieść na nią rękę.
- Hazz...
- Ciii Rose, coś wymyślimy. Tylko proszę nie płacz - powiedziałem podnosząc jej głowę tak by popatrzyła mi w oczy i otarłem jej łzy, była bardzo zdziwiona moim czułym gestem - Ciii... Pomyślimy o tym a teraz co robimy?
- Harry ja chce do domu, naszego domu ale nie zostawię ich tu...
- Może załatwimy im lekarza?
- Nie Harry! - krzyknęła.
- Ciii, spokojnie. Co chcesz zrobić...? - zapytałem bo ja nie miałem pojęcia przecież nie weźmiemy dwóch wcześniaków do domu bo możemy je zabić.
- Nie wiem... Chce do domu - rozpłakała się a ja w tym czasie zobaczyłem jak Eli i Sop kierowane przez pielęgniarkę podąrzają w naszą stronę. Mocno przytuliłem Rose i szeptałem jej do ucha jej ulubioną piosenkę by się uspokoiła.
- Coś ty jej zrobił?! - wrzasnęła Sop gdy do nas podeszła.
- Nic - odpowiedziałem jak najbardziej spokojnie.
- No kurwa widzę!!! To dlaczego płacze? Co on ci zrobił?
- N-nic - wyjąkała Rose - ja... Ja po prostu nie wiem.
- Czego skarbie? - Eli podeszła blizej i ją przytuliła.
- Nie chce...
- Harry kurwa coś ty jej powiedział!! - krzyczała na mnie Sop.
- Sop on mi nic nie zrobił, tylko ja...
- Co jest...? - dziewczyny były zdezorientowane.
- Nie chce dziecka... Nie chce - Rose zaczęła płakać jeszcze bardziej i wtuliła się w moje ramię - przepraszam, wiem że ty je chcesz ale...
- Ciii... Powiedziałem że chce te dzieci jeśli ty tego chcesz... Najważniejsza jesteś dla mnie ty, tylko ty...
- Hazz - Sop nie kryła swojego zdziwienia a El nie była się w stanie nawet odezwać.
- Co? - zapytałem niezwykle spokojnie jak na mnie.
- Jesteś w stanie dla Rose wziąć te dzieci lub ich nie wziąć jeśli tylko ona tak będzie chciała...??
- Tak bo tylko ona się liczy - przytuliłem mocniej zrozpaczoną dziewczynę - będzie dobrze, spokojnie poradzimy sobie.
- My wam pomożemy. To co z dzieciakami? - zapytała Sop patrząc to na mnie to na Rose.
- Nie wiem nie chce ich ale nie chce ich też tak zostawić...
- Czekaj - powiedziała El i wyciągnęła telefon... Zaczęła rozmawiać - załatwione.
- Ale co?? - Rose była przerażona.
- Dzieciaki na razie trafia do prywatnej kliniki... Spokojnie na razie masz dwa miesiące,  co najmniej dwa, na podjęcie decyzji. Za chwilę przyjedzie moja przyjaciółka która tam pracuje i je zabierze.
- Ale...
- Spokojnie to dobra klinika, droga ale dobra.
- Stać nas - powiedziałem i przytuliłem Rose.
- Spoko ona i tak mi wisi przysługę, a że to klinika jej ojca to pierwsze dwa czy nawet trzy miesiące będą za darmo.
- Ja nie potrzebuje łaski - warknąłem na nią.
- To nie łaska tylko co mam od niej odebrać?  Człowieka dla mnie nie zabije, nie ukryje... Błagam cie bo ona inaczej będzie ciągle mi coś wisieć.
- El no weź serio?
- Hazz błagam cię!
- Dobra... Dobra - opuściłem.
Usiedliśmy na krzesłach przed sala i czekaliśmy na znajomą El. Ta przyjechała łaskawie po pół godzinie choć z tego co się zorientowałam miała dziesięć minut drogi karetką.
- Cześć - przywitała się niepewnie z brunetka po czym popatrzyła pełnym obawy wzrokiem na nas. Jej spojrzenie zatrzymało się na Rose, teraz było pełne współczucia i lęku o nią. Biedna dziewczyna nie wiedziała jak bardzo się myliła obawiając się o moją ukochaną.
- Hej jestem Jay - przywitała się pełna optymizmu z Rose - mogę ci pomóc - szepnęła jej na ucho jednak i tak to usłyszałem.
- Dzięki ale potrzebuje tylko pomocy z dzieciakami - Rose odpowiedziała jej normalnym tonem na co ta popatrzyła tylko na nią zdziwiona.
- D-dobra - wyjąkała.
Po kolejnych minutach wszystkie sprawy papierkowe były załatwione a dzieciaki leżały juz w karetce.  Stałem wtulony w Rose która nie płakała. Teraz zrozumiałem że ona podjęła najlepszą decyzję dla siebie czyli najlepszą dla nas obojga.
____________________________________
10 komów = NEXT

Myślicie że Rose dobrze zrobiła? Co stanie się z dzieciakami - Rose odda je do adopcji czy może zostawi? Spodziewaliście się tego po Rose? Myślicie że Hazz już zawsze taki będzie czy jeszcze kiedyś uderzy Rose??

♥♥♥ Zapraszam też do Jagi - http://zwiastunownia-zwiastuny.blogspot.com/ - chętni na zwiastuny ?

11 komentarzy:

  1. Mam nadzieję że jednak postanowią zatrzymać swoje maluszki i ona też je pokocha a co do Harrego to wydaje mi sie ze jeszcze kiedyś ja uderzy nw dlaczego ale mam takie przeczucie
    A rozdiał jest suuper💖💖

    OdpowiedzUsuń
  2. Suuuuper rozdział już się nie mogę doczekać kolejnego <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Boskie(love)

    OdpowiedzUsuń
  4. Musisz dac next MUSISZ

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham to dawaj szybko następny proszę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham tego bloga

    OdpowiedzUsuń
  7. Masz talent a blog jest wspaniały :)

    OdpowiedzUsuń