niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział 39

Na początek powiem :
             5 KOMÓW = NEXT
A teraz zapraszam do czytania <3
____________________________________

***oczami Rose***

- Moją m-matką - jąknełam po dłuższej chwili ciszy, nikt się nie odzywał. Wszyscy tylko patrzyli to na mnie to na nią .
- Rose tak bardzo urosłaś -podeszła do mnie i spróbowała objąć ale ja tylko zrzuciłam jej dłoń.
- Nie jesteś moją matką,  moja matka nie żyje - krzyczałam - byłam na jej pogrzebie... Płakałam za nią jej nie ma! CIEBIE nie ma - patrzyłam kobiecie w oczy i widziałam w nich zdziwienie. To biologicznie była moja matka jednak dla mnie po tylu latach nawet zmartwychwstała była martwa.
- Rose, córeczko - szepnęła.
- Nie nazywaj mnie tak. Ty nie żyjesz. Słyszysz NIE żyjesz. Jesteś martwa i pochowana.
- Córeczko przecież jestem.
- Może i jesteś ale... nie było Cię!!!! Teraz gdy jestem dorosła to wracasz i myślisz że będzie dobrze?? Jak ty to sobie kurna wyobrażasz? Że rzucę ci się na szyję i będę płakać ze szczęścia? - popatrzyła prosto w swoje,  znaczy jej oczy - jeśli tak to się myliłaś.
- Rose uspokój się to twoja matka - wtrącił się Rob.
- Ona śmie się nazywać moją matką? Nie było jej przez tyle lat a teraz mam jej skoczyć na szyję? Rob błagam cię. Moja mama, moja mama jest pochowana razem z tatą i nie żyje. Ta mama która mnie kochała, która się o mnie martwiła i mnie wspierała umarła. Ta kobieta może i jest Amamdą Black, może i mnie urodziła 19 lat temu, jednak ona nie jest moją matką - o malo sie nie rozpłakałam się - a teraz pozwól ale idziemy na akcje - popatrzyłam na niego a on tylko lekko skinął głową i wyszliśmy.

***oczami Amandy Black***
Gdy ją zobaczyłam myślałam że zaraz się rozpłacze,  po tylu latach spotkać swoją ukochaną córeczkę. Jednak to co stało się chwilę później pokazało mi jak trudno będzie mi ją odzyskać. Miała podobny charakter do mnie ale odziedziczyła upartość po Gregu,  swoim ojcu a moim mężu.
- Am, będzie dobrze - gdy wszyscy już wyszli.
- Rob ona ma rację. Jestem dla niej obcą osobą, zostawiłam ją gdy mnie potrzebowała a teraz gdy ma pozycję i ukochanego ja się pojawiam.
- Jesteś jej matką nie może cię tak traktować.
- Może ma do tego pełne prawo, zauważ że nie było mnie przez dziewięć lat jej życia. Była dzieckiem gdy odeszłam... Jest kobietą gdy wracam. Może mnie tak traktować a ja muszę się starać by wróciła dawna nić. Nie ona, nie ty, nie Tina... Tylko ja - przytuliłam go.
- Może i masz rację.
- Rob ta akcja nie jest niebezpieczna - oczywiście wiem że i tak nie mogę jej niczego zakazać ale jednak się o nią martwię. Jest moją jedyną córką, myślałam o niej każdego dnia.
- Am, co mam ci powiedzieć. Żadna akcja nie jest bezpieczna i o tym wiesz... Ale Rose jest dorosła i niczego jej nie zakażemy tym bardziej że ma takie same prawa jak ty, ja czy Tina.
- Wiem ale...
- Przykro mi musisz się z tym pogodzić, sama powiedziałaś że jest dorosłą kobietą.
- Bo jest. I mam nadzieję że odpowiedzialną.
- Tak, poza zostawieniem dzieci w szpitalu to...
- Jakich dzieci? - przerwała mu.
- Rose urodziła bliźniaki ale ich nie chce. Nie kocha ich - jak może nie kochać własnych dzieci, przecież znam własną córkę - przypominają jej o gwałcie - dodaje po chwili.
- Po G-W-A-Ł-C-I-E? - literuję.
- Tak, ale Am nie mieszaj się w to. Teraz w tym może pomóc jej tylko Harry.
- Ten jej facet?
- Ten jej facet to moja prawa ręka, choć on tego nie zauważa. Dowodzi byłym oddziałem Greg'a. I potwornie ją kocha.
-Jest ważny... No proszę, moja córka się sama ustawiła. Greg dostał pozycję bo ja...
- Nie mogłem dopuścić byś była narzeczoną nic nie znaczącej osoby.
- Wiem Rob. Wiem - zaśmiałam się i usiadłam - dbaj o nią dopóki mi nie zaufa ponownie...
- Robie to.

***oczami Harry'ego***
Rose była rozstrzęsiona, najchętniej nie brał bym jej z nami.  Bałem się o nią.
- Rose może jednak - spróbowałem po raz kolejny ale zbyła mnie tak jak poprzednimi razy. Tak jest uparta ale mogła by zauważyć że ja się i nią martwię. Resztkami sił powstrzymywała łzy, a chciała wejść do jaskini lwa.
- Rose - szepnąłem jej na ucho.
- Harry nie. Powiedziałam że idę i koniec tematu.
- Kocham cie uważaj na siebie - szepnąłem nim zniknęła mi za drzwiami klubu jednego z najgroźniejszych ludzi Londynu i świata. Moje serce biło szybciej, bałem się albo nawet czułem że coś pójdzie nie tak ale starałem się o tym nie myśleć by nie zapeszać.

____________________________________
Wiem że na 37 czekaliśmy długo dlatego teraz postaram się codzień. Ale wy odwdzięczajcie się komentarzami (Prooooosze xD).
To miło wiedzieć że ktoś czyta i że się mu podoba....
Jak sądzicie co się stanie w klubie? I czy mamusia namiesza w życiu naszej Rose?

5 komentarzy: