sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 41

Na początek powiem :
          Miłego czytania <3
____________________________________
Zatkało mnie. Nie sądziłam że ta cipa której ratowałam tyłek, co prawda poza nią ratowałam tyłek wielu innym osobą. Jednak to ona spieprzyła i sama powinna naprawiać własne błędy.
- To prawda? - zapytał po chwili.
- Ale co?
- No to co powiedziała.
- Nie. Ja nawet nie znam żadnego Ha... Haz...
-Hazzy - dokończył za mnie.
- No właśnie... Kto to? - starałam się przybrać jak najbardziej zdziwiony wyraz twarzy po uśmiechu Sop wiedziałam że mi się udało. Sama w trakcie tej sprzeczki się nie zdradziła, chciała odciągnąć tylko jakąś kobietę. Nie krzyknęła na nią, nie zwróciła się do niej po imieniu.
- Taki jeden dudek. Wszyscy się go boją, znaczy wszyscy którzy mieli do czynienia z ciemniejszą strona Londynu. Mam z nim na pieńku i szczerze powiedziawszy sam trzymam się na baczność. Jednak on musiał przysłać tą laske, ale wątpię by trzymała się zaleceń - zaśmiał się, chciałabym powiedzieć "nawet nie wiesz jak bardzo... Oberwie jej się." Ale nie mogłam.
- Ouu nie wiedziałam... To może ja...
- Nie zostań. Wierzę Tobie a nie jej - oj biedny głupku nawet nie wiesz jaki błąd popełniasz...
- A mogę jeszcze jednego drinka na uspokojenie.
- Jasne i dziewczynie która stanęła w twojej obronie tez dostanie - uśmiechnął się do Sop.
- Och nie trzeba. Każdy by tak postąpił. Nie wiedziałam co się dzieje, ale pomyślałam że jest pijana.
- Nie pijana nie była. Co najwyżej nie zrównoważona - zaśmiał się i wziął od barmana dwa kieliszki podając nam je.
- Dziękuję. Pójdę juz do swojego stolika. Miłego wieczoru.
- Dziękujemy - zaśmiał się i chwytając mnie w pasie odszedł do swojego stolika - Wiec opowiedz mi coś o sobie.
Czas wprowadzić w życie plan. Wykorzystam życiorys stworzony dla naszej nieudaczniki.
- Jestem Rose. Pochodzę z małej miejscowości oddalonej od Londynu o mniej więcej sto kilometrów. Przyjechałam tu na studia. Jestem na drugim roku architektury, ale to nie szczyt moich marzeń. Moi rodzice mają mały domek. Brat się jeszcze uczy. A siostra zginęła w wypadku samochodowym pięć lat temu.
- No proszę i taka niewinna dziewczynka miała by być mordercynią - zaśmiał się jeden z ochroniarzy Wita.
- Morderczynią - jęknęłam z udawanym przerażeniem.
- Nie. Ty nią nie jesteś - Wito mnie przytulił a ochronoarze przytaknęli z uśmiechami.
- Nie straszcie mnie - skupiłam się. Te kilka miesięcy w niebezpiecznej dzielnicy, gdy jeszcze "byłam" szarą myszką w tej chwili mi bardzo pomagały. Wiedziałam jak się zachować, co robić... Jak mówić...
- Przepraszamy - zaśmiali się. A ja nawet z tej odległości dostrzegam zachwyt, podziw i gratulacje we wzroku mojej przyjaciółki.
- Nie ma... Za co... Muszę się napić - podniosłam kieliszek i zrobiłam łyka...
Widziałam że Wito patrzy się na mój biust. A gdy nie na niego to jego wzrok zawieszał się na moich udach, był wstawiony. Jego ochroniarze niestety zbyt trzeźwi. We dwójkę nie damy sobie z nimi rady. Może i jesteśmy silne ale ich jest trzech, potężnych i w miarę trzeźwych facetów. Musiałam upić Wita a potem jego ochroniarzy... No przynajmniej wprowadzić ich w stan uśpienia.
- Wiesz... może i nie długo tu mieszkam ale wiem już że to najlepszy klub w mieście - powiedziałam a moja dłoń wylądowała na jego kroczu - a w dobrych klubach grają dobra muzę... ta jest... znośna,  możesz każesz im zmienić na coś bardziej do tańca i pójdziemy na parkiet?
Poczułam jak jego członek mimowolnie staje się twardszy i delikatnie się unosi, jednak nie cofnęłam ręki a tylko orałam nią jeszcze raz i popatrzyłam mu w oczy.
- Tak z chęcią potańcze - zamachał na DJ'a i szepnął mu coś na ucho. Ten wrócił do swojego stanowiska i zmienił utwór. Wraz z zmianą na parkiet wyszło wiele osób które wcześniej tylko siedziały i piły. Sop tańczyła z jakimś chłopakiem jednak ciągle mnie obserwowała, nie po to by znaleźć błąd i mi go wytknąć wiedziała że bawię się w niebezpieczną grę a jeśli coś mi e stanie to ona sobie tego nie wybaczy.
Zaczęliśmy tańczyć a on ocierał ręce o moje pośladki... Tak denerwowało mnie to ale nie mogłam nic zrobić tak by się nie zdradzić. Uśmiechałam się lekko i modliłam o to by Harry nie wszedł zniecierpliwiony do klubu. Mijały kolejne piosenki my teoretycznie piliśmy ale ja wszystkie, znaczy większość drinków odstawiłam gdy Wito ani jego ochroniarze nie patrzyli. A Sop widząc moje poczynania brała re kieliszki i cześć wypija a cześć po prostu rozlewała, lecz dzięki naszemu "dodatkowemu planowi" oni byli coraz bardziej pijani a ja ani ona nie. Zauważyłam że na cztery drinki Wita ochroniarzą przypadał jeden. Z czasem zmiejszyła się ta ilość do trzech, co w dalszym ciągu mnie nie zadowalało. Choć lepsi byli lekko wstawieni ochroniarze niż całkowicie trzeźwi.

____________________________________
Mam nadzieje że się wam podoba kolejny rozdział. Na prawdę staram się wstawiać je często ale jednak nie zawsze mam siłę i czas by pisać... Lecz w porównaniu do ponad miesięcznej przerwy teraz rozdziały pojawiają się często.
5 KOM = NEXT
Jak sądzicie jak potoczy się ta sprawa z Witem?  Czy Rose coś się stanie...

6 komentarzy: